sprawka dzieci ani Mowery’ego.

– Niech tutaj wyschną. – Wskazał je ruchem głowy. – Nie oddam ci ich. – Mogę je szybko uprać. – Nie, nie ruszaj ich, dopóki nie będę miał drugiej pary pod ręką. Przecież nikt w tym domu nie nosi spodni mojego rozmiaru. – Jak chcesz. – Wzruszyła ramionami. – Co to za książka? – zaciekawił się. – Podręcznik medycyny. Chcę się upewnić, czy dobrze cię opatrzyłam. Sebastian spojrzał na nią pochmurnie. – Lucy, przecież ty mnie w ogóle nie opatrzyłaś. Zignorowała go i znalazła stronę, gdzie opisany był upadek na kamienie. – Najpierw trzeba sprawdzić, czy krwawienie ustało i czy żadna kość nie jest złamana. – Zrobione. Co dalej? – Głowa. Możesz mieć wstrząs mózgu. – Jeśli nawet, to łagodny i nic z tym nie można zrobić. To już wszystko. Możesz stąd iść. Lucy przeszyła go groźnym wzrokiem. http://www.5dniwojny.pl/media/ - Lepiej usiądź! Przyniosę ci szklankę ponczu. Alexandra pchnęła Victorię na krzesło. - Lepiej brandy. - Dobrze, ale obiecaj, że nie powtórzysz mężowi tego, co właśnie powiedziałaś. - Dlaczego... O rany! Nie mówiłam poważnie. - Wiem, na litość boską. Po drugiej stronie pokoju Sin rozmawiał z Kingsfeldem i Lucienem. Na szczęście nie słyszał, że jego własna żona poleca morderstwo jako najlepszy sposób na zmianę cudzych przekonań. Nagle krew odpłynęła Victorii z twarzy. To niemożliwe! Nie Kingsfeld. Nie najbliższy przyjaciel

- Owszem - potwierdził. - Proszę mówić mi po imieniu. Pierce. Przykucnął i przywołał do siebie dzieci. - Wydawało mi się, że zostawiłem was przed telewizorem - rzekł z wyraźną przyganą w głosie. Sprawdź – Chyba tak. W Vermoncie wszędzie jest pięknie. A co za dużo, to niezdrowo. Już mi to piękno wyłazi uszami. – No, no – roześmiała się Barbara. – Coś takiego! Madison usiadła na poręczy werandy, nie zwracając najmniejszej uwagi na przepaść za plecami. – Wolałabym sama pojechać do Waszyngtonu w odwiedziny do dziadka. Wybieram się tam na długi weekend jesienią, ale to za krótko. – Aha. Jednym słowem, chciałabyś zjeść ciastko i mieć ciastko? – Jasne – uśmiechnęła się dziewczyna. – A pani nie? – Oczywiście – odrzekła Barbara, spoglądając na las. – Jesteś sama? J.T. nie przyszedł z tobą? – Nie. Uciekłam od niego. On i jego przyjaciel chcieli mnie