- Przecież wiesz...

- Nie do końca się z tobą zgadzam, ale i tak nie ma to znaczenia. Alexandra mi nie ufa, a ja nic nie mogę zrobić. Chyba że zrezygnuję z tytułu oraz wszystkiego, co się z nim wiąże, i zostanę kominiarzem. - Więc zapomnij o niej i żyj dalej. - Prędzej zapomnę oddychać. - Zamierzasz chodzić osowiały przez całą wieczność? Kilcairn spiorunował przyjaciela wzrokiem. - Nie chodzę osowiały, tylko czekam. Oznajmiłem jej, że teraz z kolei ona powinna ustąpić. To wrażliwa kobieta. Zrozumie, że mam rację i że postąpiła niemądrze, rezygnując ze mnie na rzecz tłumu uroczych dam, które chętnie wyszłyby za mnie za mąż. - A jeśli nie zrozumie? Podobną rozmowę Lucien odbył sam ze sobą, kiedy Alexandra tydzień temu opuściła Balfour House. - Zrozumie. - Uważam, że to bez sensu czekać bezczynnie na jej powrót - stwierdził Robert. - Może. Podczas spotkań towarzyskich, kolacji i przyjęć Lucien bezustannie się zastanawiał, co zrobił źle. Tak, zamknął Alexandrę w piwnicy, żeby jej nie stracić, ale nie powinien był jej wypuszczać. Podstępem doprowadził do spotkania z krewnym, którym gardziła. Z drugiej strony, ona pomogła mu przejrzeć na oczy i praktycznie zmusiła go do pojednania z Rose. http://www.abc-budowadomu.com.pl - On zrobi to znowu - rzucił Patterson, jakby odganiał się od natrętnych pytań, i ponownie usiadł za biurkiem. - W końcu popełni jakiś błąd. Wtedy będziemy go mieli. - No tak. Po cholerę macie się nim zajmować? W końcu facet załatwia dziwki, więc o co chodzi? Wydaje się wam, że była nikim. Kurwą z ulicy. A że ktoś ją zadźgał? Olać to. Otóż nie. - Santos podszedł do biurka Pattersona. Zmrużył oczy. - Ona była moją matką, kutasie. I obchodzi mnie, kto ją zabił. - Victor... - wtrącił cicho Jacobs. - Chodź już, postawię ci colę. Santos nie spuszczał wzroku z twarzy Pattersona. - Znajdę tego człowieka, rozumiesz, glino? Dojdę, kto zabił moją matkę. Zapłaci za to. Detektyw westchnął z rezygnacją, miał już wyraźnie dość tej rozmowy. - Co możesz zrobić? Taki smarkacz... - Pokręcił głową. - Tyle osiągniesz, że sam zginiesz. Zostaw to nam. - Zostawiłbym, gdybyście cokolwiek robili - warknął Santos, jeżąc się na protekcjonalny ton. - Dosyć. Nie będę z tobą dłużej dyskutował. Powiedziałem: robimy, co możemy. A teraz do widzenia, mam pilną robotę. - Jasne, panie detektyw. - Santos nagle zapomniało pozycji Pattersona i o własnych zahamowaniach. Po raz pierwszy w życiu poczuł się mężczyzną. Patrzył na zwalistego mężczyznę za biurkiem jak na równego sobie. - Zapamiętaj sobie: nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale znajdę tego sukinsyna, który ją zabił. Będzie musiał zapłacić za to, co zrobił. - Oparł dłonie na biurku, pochylił się i dokończył przez zaciśnięte zęby: - Dotrzymam słowa, detektywie Patterson. CZĘŚĆ III Gloria

uroczą wicehrabiną. Jestem szczęśliwy, że ją znalazłem. - Ale?... - Ale martwi mnie sposób, w jaki traktujesz swoją ciotkę. Będzie wściekła, a przecież zostanie moją teściową. - Nie martw się - uspokoił go Lucien ze śmiechem. - Fiona bardzo pragnie wnuków. Wychowa je tak, żeby mną gardziły. Sprawdź Cień. Mroczny Cień miał już to dziecko w swoim władaniu. Philip mocniej zacisnął palce na dłoni żony. - Skarbie... ona cię potrzebuje. Musisz ją nakarmić. Kiedy Hope ani drgnęła, wziął dziecko na ręce i zaczął nieporadnie kołysać, ale mała nadal płakała w głos, darła się na całe gardło. Podał córeczkę żonie. - Musisz. Hope potoczyła błędnym wzrokiem po pokoju, szukając drogi ucieczki. Z każdego kąta wyzierał Cień, wszystko przypominało jej, jaka była głupia, jak nierozumna. Nie uwolniła się od spuścizny domu Pierron. Nigdy się nie uwolni. To potrzask, pomyślała z rozpaczą. Nie ma nadziei. Tkwiła w potrzasku. Tak jak przed laty. - Nie mogę. - W jej głosie wzbierała histeria. - Nie chcę. - Kochanie... Do pokoju weszła pielęgniarka. - Co się stało, pani St. Germaine? - Nie chce jej nakarmić - powiedział Philip, szukając wsparcia u siostry. - Nie chce jej wziąć na ręce. Nie wiem, co robić.