– Znów podsłuchiwałeś? Do diabła, Redwing! Jak śmiesz! –

Westchnęła i poczuła się lepiej. Może powinna powiedzieć Darrenowi, że Redwing jest w Vermoncie, ale nie zamierzała tego robić. Sebastian obudził się z dudniącą głową. Zza okna dochodziły odgłosy szaleńczej zabawy w ,,Gwiezdne wojny’’. – Nie znoszę dzieci – jęknął rozpaczliwie, nie otwierając oczu. J.T. i jego przyjaciel czymś rzucali – przypuszczał, że zielonymi pomidorami – imitując przy tym odgłosy wybuchów bomb. Sebastian w dzieciństwie bawił się podobnie i też używał do tego celu zielonych pomidorów swojej babki. – Co wy robicie?! – zawołała Lucy. – Przecież to moje pomidory! Nastąpiły pospieszne wyjaśnienia. Wybrali tylko nadgniłe i te, które spadły z krzaków. Dobrze było też oberwać słabsze, żeby pozostałe lepiej dojrzewały. Lucy nie dała się zwieść. – Trzymajcie się z daleka od pomidorów, zrozumiano? Może nazbieracie jagód? Zrobiłabym chłodnik. – Co to jest chłodnik? – zapytał J.T. Lucy zagroziła, że zapędzi ich do sortowania poczty w stodole, http://www.alprazolam.info.pl/media/ pan chce poślubić córkę hrabiego, żeby zachować pozory, to pańska rzecz. Jeśli... - Nasz rząd kazał mi przez ostatnie pięć lat tułać się po Europie, ale teraz, gdy Bonaparte jest skończony, chcę jedynie znaleźć mordercę mojego brata. Dlatego zachowam pozory, póki będzie mi to potrzebne. Jasne? Lokaj westchnął głęboko. - Jak słońce. - To dobrze. - Sinclair zaszczycił go lekkim uśmiechem. - I nie nazywaj mnie bohaterem, bo wszystko zepsujesz. - Oczywiście.

Uśmiechnął się szeroko. - Nic podobnego. Zaskoczyłaś mnie, ale nie krępuj się, Victorio. Gdy odpięła drugi guzik, Sinclair uniósł się na łokciu i wolną dłoń przesunął w dół jej brzucha. Pod wpływem intymnej pieszczoty rozchyliła uda. Sprawdź - Chciałabym wyjechać już teraz - oznajmiła. - Powóz czeka. Na znak markiza kilku lokajów wbiegło do pokoju i wzięło jej bagaże. Sinclair nie ruszył się z miejsca, tylko na nią patrzył. W Victorii rozgorzał gniew. Na pewno nie będzie płakać, nie przy nim. Dumnym krokiem wyszła na korytarz. Na podeście mąż podał jej ramię. - Prędzej złamię kark - mruknęła i sama ruszyła w dół po schodach. Gdyby jej dotknął, zrobiłaby coś głupiego i upokarzającego, na przykład objęła go za szyję i zaczęła błagać, żeby pozwolił jej zostać.