- Od czasu śmierci lorda Alexandra średnio raz na miesiąc, panienko.

Z wnętrza domu dobiegł płacz, po którym rozległ się okrzyk „paskuda, paskuda, paskuda", a następnie głośny huk. - W takim razie witam, pani Tyler, w Summerhill. - Scott Galbraith uśmiechnął się szyderczo. - Wczoraj nazwała pani moje dzieci najgorzej wychowanymi na świecie. - Przesadnie grzecznym gestem zaprosił ją do środka. - Od dziś ich wychowanie spoczywa wyłącznie w pani rękach. Willow odważnie weszła do środka, choć jej serce biło jak oszalałe. - Pozwolę sobie jedynie ostrzec panią, że w ciągu ostatnich dwudziestu miesięcy, które minęły od śmierci ich matki, moje dzieci wykończyły pięć nianiek, z których każda posiadała świetne referencje. Zamknął drzwi. Willow znalazła się w pułapce. - Jestem ciekaw, jak długo pani wytrzyma. R S ROZDZIAŁ DRUGI Dwanaście godzin. Dokładnie tyle wytrzymała. Z trudem powstrzymując łzy rozpaczy, wykończona Willow http://www.arcus-psychoterapia.pl/media/ się na pogardę w jego spojrzeniu, ale tylko zamrugała ze zdziwienia. Pokój był pusty! Scott zniknął! Jej życie nigdy nie było bardziej puste, a serce bardziej obolałe. Gdy tak radośnie przyjął nowinę, że Chad jest ojcem Jamiego i w głębi jej serca zrodziła się nadzieja, że wybaczy jej, ale wymagała zbyt wiele. Jak śmiała na to liczyć, skoro najwyraźniej nie mógł znieść jej obecności! Słyszała ciężkie kroki na górze. Z kuchni dobiegł ją śmiech dzieci. Zastanawiała się, czy kiedykolwiek czuła się bardziej nieszczęśliwa. Była już w połowie drogi do wyjścia, gdy pomyślała, że nie może odejść, nie pożegnawszy się z dziećmi. R S

Dziesięć minut później opuściła pokój i na palcach poszła do sypialni Arabelli. Nie zastała tam nikogo. Zdecydowała się wymknąć tylnymi drzwiami. Wiedziała, gdzie Timson zostawia klucze. Gdy schodziła do hallu, każde skrzypnięcie drewnianych schodów wydawało się jej nienaturalnie głośne. Nie zauważyła, jak na końcu korytarza powoli zamknęły się drzwi. Oriana z uśmiechem zadowolenia obserwowała jej wyjście. To już koniec panny „nietykalskiej”, pomyślała, dobrze jej tak! Podczas, gdy Clemency skradała się na dół, Arabella i Mark zajechali na jarmark. Pan Baverstock oddał konia stajennemu z „Korony”, następnie wręczył swej towarzyszce maskę, włożył swoją i razem skierowali się w stronę błoni. Za dnia to miejsce roiło się od ludzi, było wypełnione śmiechem i gwarem rozmów i przynajmniej wydawało się przyzwoite. Wieczorem sytuacja się zmieniła. Plac, gdzie po południu niezliczone tłumy oglądały zawody dla dzieci i konkurs wspinania na słup, stał teraz nieco opustoszały, tylko pośrodku pląsali ze śmiechem amatorzy nocnych tańców. Z zarośli dochodziły piski i szamotanina licznych par. Obdarty skrzypek w postrzępionym kubraku z trójkątnym kapeluszem na głowie grał z zapałem skoczne melodie. Na beczce obok niego stał kufel piwa. Wiszące na drzewach stare rogowe pochodnie rzucały na trawę nierówne cienie, sprawiając wrażenie, że oto wśród tań¬czących zjawił się sam diabeł i udając grajka przygrywa im do tańca. W namiocie, gdzie podawano piwo, kręciło się mnóstwo hałaśliwych, podchmielonych typków, którym niewiele bra¬kowało, by spili się do nieprzytomności. Mark i Arabella nie byli jedynymi postaciami w maskach. Całe rzesze młodych, rozdokazywanych paniczów przyjechały z pobliskiego miasta w poszukiwaniu usłużnych wiejskich dziewcząt. Tu i ówdzie rozlegały się okrzyki i chichoty, gdy błądzące męskie dłonie Gęgały głębiej za bluzki i pod sukienki. Z łatwością można by więc zrozumieć lady Helenę, że uważała to miejsce za najmniej odpowiednie dla swojej bratanicy. Sprawdź toteŜ głównie ona opiekowała się młodszą siostrą. Matka zmarła tuŜ przed siedemnastymi urodzinami Alison i obowiązek wychowania Kary spadł na nią. Cieszyła się, Ŝe Kara jest obecnie na drugim roku teksańskiego uniwersytetu w Houston. - Bo chcę cię prosić, Ŝebyś została nianią Eriki. Słowa Marka wdarły się w tok jej myśli, zamrugała oczami i spojrzała na niego, łudząc się, Ŝe słuch ją zawiódł. - Co takiego? - zapytała. Mark wytrzymał jej spojrzenie. - Proszę cię, byś została niańką Eriki - powtórzył. – Co oznaczałoby, gdybyś się zgodziła, przeprowadzkę na moje ranczo oraz... - Chwileczkę - przerwała mu wstając. - To absolutnie wykluczone. PrzecieŜ ja pracuję. Jestem twoją asystentką. Jestem tu potrzebna, no i... Mark uniósł dłoń gestem, Ŝe wszystko rozumie.