- Na ogół - powtórzyła. - Cóż, dziękuję, ale ten gest nie był konieczny. Nie muszę

ją, żeby została. Obejrzał się przez ramię. - A jak byś tego dokonała, jeśli wolno zapytać? - Powiedziałabym jej, jak bardzo mama i ja ją lubimy i jak nam było z nią wesoło. Lucien przystanął. - Wzruszyłaś mnie prawie do łez, kuzynko. Oczy Rose zalśniły. - Jestem pewna, że Lex wyjechała, bo byłeś dla niej podły. Interesujące. Dziewczyna chyba naprawdę nie wiedziała, co knuje jej matka. Nie miał specjalnej ochoty dyskutować o tym, kto jest winien wyjazdu Alexandry, ale doszedł do wniosku, że przydałoby mu się wsparcie kuzynki. Otrząsnął się z zadumy i stwierdził, że Rosę obserwuje go z podejrzliwą miną. - Czy mogę zamienić z tobą słowo? - spytał. Pobladła. - T - tak. Wskazał jej bawialnię. Gdy znaleźli się w środku, Starannie zamknął drzwi. - Usiądź, proszę. - Jakieś kłopoty? - bąknęła niepewnym głosem. - Myślałam, że wczoraj wszystko poszło dobrze. Pragnę ci jeszcze raz podziękować, że wydałeś przyjęcie. Lucien opadł na krzesło naprzeciwko niej. http://www.avamed.com.pl - Ujmijmy to tak: poprzednia ofiara została znaleziona na stopniach Katedry św. Ludwika. Byłam tam na mszy w ostatnią niedzielę i mogę was zapewnić, że czułam się absolutnie bezpieczna. Wygląda na to, że morderca wybiera najlepsze adresy w Nowym Orleanie. Zobaczyła, że na miejsce dotarł już rzecznik prasowy hotelu i zmierza właśnie w jej stronę. Uśmiechnęła się do reporterów. - Proszę wybaczyć, czekają na mnie w środku, ale jest tutaj Gordon Mackenzie, nasz rzecznik. Chętnie opowie państwu o naszym systemie ochrony i odpowie na wszystkie pytania. Wyjaśniwszy Gordonowi w kilku słowach, ile już przeciekło do prasy, Gloria wróciła do hotelu, by ratować Vincenta. Jak się okazało - w samą porę. Stał między dwoma mundurowymi z niepewną miną i jeszcze moment, a uległby naleganiom policjantów. - W czym mogę pomóc, panowie? - Wyciągnęła dłoń na powitanie. - Gloria St. Germaine, właścicielka Hotelu St. Charles. Tak jak podejrzewała, chodziło o przesłuchanie gości. Uśmiechnęła się ujmująco i odparła: - Proszę wybaczyć, ale to niemożliwe. Mężczyźni wymienili spojrzenia. - Mamy rozkaz, proszę pani. - Ach tak? - Ponownie posłała im rozkoszny uśmiech. - Rozmawiałam ze swoim prawnikiem. Nie macie prawa wykonywać w hotelu żadnych czynności dochodzeniowych bez mojego pozwolenia bądź nakazu prokuratury. Ja pozwolenia nie dam, a nakaz chętnie obejrzę. A teraz słucham, kto jest odpowiedzialny za to zamieszanie? - Detektyw Santos - bąknął młodszy z policjantów. Na dźwięk tego imienia Gloria odruchowo zacisnęła dłonie. - Gdzie go mogę znaleźć?

- Nie! - Liz poderwała głowę. - To nieprawda! To nie tak! Pani St. Germaine postąpiła krok, wpijając w nią lodowate spojrzenie. - Nie? - Nie - powtórzyła słabo. - Przysięgam. - Powiedz nam zatem, jak było, Liz - zachęciła Hope z zimnym uśmiechem. - Nie chcemy rzucać nieusprawiedliwionych oskarżeń pod twoim adresem. Sprawdź guwernantka. - To oni powinni się cieszyć, że raczyłaś im poświęcić chwilę czasu. - Dobry Boże - mruknął Lucien z irytacją. - Powinienem zastrzelić Roberta za mielenie językiem. Osaczają nas jak stado wilków, które wyczuły krew. - Musiał pan zdawać sobie sprawę, że wieść o planach małżeńskich wzbudzi ogromne zainteresowanie - skomentowała Alexandra. - Niezupełnie. Wiem, że nie jestem miłym człowiekiem. Najwyraźniej już ochłonął z gniewu. Sama nie była pewna, dlaczego tak się upierała. Po prostu chciała udowodnić, że jego pocałunki nie są w stanie odwieść jej od żadnej decyzji. Teraz musi wymyślić, gdzie spędzać całe poniedziałki. - Nie znają cię dobrze, Lucienie - odezwała się pani Delacroix. Hrabia uniósł brew. - Czy to znaczy, że w końcu się zorientują, jaki jestem niesympatyczny? - Oczywiście, że nie.