naprawdę starał się nawiązać nieco bliższy kontakt z Mandy. Teraz próbował 39 z drugą córką, chociaż Kimberly zdawała się zwyczajnie ignorować jego telefony. W poprzednim miesiącu pojechał do domu starców na Rhode Island, gdzie spędził popołudnie ze swoim osiemdziesięcioletnim ojcem, którego choroba Alzheimera dotknęła tak bardzo, że nie poznawał już Quincy'ego, a w czasie wizyt nawet kazał mu się wynosić. Ale Quincy zostawał. Po pewnym czasie Abraham Quincy przestawał krzyczeć. Wtedy siadali w ciszy i Quincy usiłował sobie przypomnieć inne spędzone razem chwile, ponieważ jego ojciec po prostu już tego nie mógł. Quincy z bólem przekonywał się, że izolacja nie oznacza ochrony, że żadna liczba obejrzanych zwłok nie przygotowuje człowieka do oglądania zwłok jego własnej córki i że bez względu na to, ile nocy już minęło, sen w samotności nigdy nie będzie łatwiejszy. Kiedyś Rainie oskarżyła go, że jest zbyt uprzejmy. Powiedział jej wtedy, że na świecie jest dość brzydoty i że on wcale nie musi przykładać ręki do jej rozprzestrzeniania. On po prostu naprawdę kochał Mandy. A teraz strasznie żałował, że ona o tym nie wiedziała. Kiedy samolot wylądował na lotnisku Ronalda Reagana, Rainie zakręciło http://www.bassety-adopcje.pl – Obiecanki cacanki – powiedział pogodnie i wyprowadził swoją ulubioną współpracowniczkę z pokoju. 17 Czwartek, 17 maja, 13.28 Spotkali się z Richardem Mannem w jego gabinecie. Policja zakończyła już badanie miejsca zbrodni i pracownicy mieli znów prawo wstępu na teren szkoły. Mann dał Quincy’emu do zrozumienia, że nie może mu poświęcić wiele czasu. Musi zająć się zaległą papierkową robotą. Na Rainie zrobił wrażenie człowieka głęboko przygnębionego. Miał bladą twarz i podkrążone oczy. Mimo iż ubrał się w spodnie khaki i zielony sweter, wyglądał na pogrążonego w żałobie. Może to rezultat nieprzespanych nocy i natłoku pytań bez odpowiedzi. Może młody psycholog wyrzucał sobie, że powinien był przewidzieć, co się stanie. Może podczas długich bezsennych godzin zastanawiał się, czy mógł zrobić więcej. Rainie nie wiedziała o nim zbyt wiele. Trochę rozpytywała wśród rodziców. Wszyscy
a dopiero potem zadawać pytania. O dziewiątej Kimberly powinna już znaj- 146 dować się w swoim względnie bezpiecznym mieszkaniu. Quincy prawdopodobnie wyjaśnił wszystko ze swoim szefem w Quantico i właśnie wracał do Nowego Jorku. Rainie musiała jeszcze załatwić dwie sprawy, potem nade¬ szłaby jej kolej. Sprawdź - Niewiele tego jest - mruknęła. Ale podejrzenia Quincy'ego musiały zrobić na niej wrażenie, bo już nie była taka pewna siebie. Greenwich Village, Nowy Jork Kimberly August Quincy stała w narożniku Placu Waszyngtona, w samym centrum kampusu Uniwersytetu Nowojorskiego. Świeciło słońce. Niebo było błękitne. Trawa na placu soczyście zielona. Rezydenci przechodzili obok, ubrani w modne garnitury i małe okulary w stylu Johna Lennona. Wakacyjni studenci w poszarpanych dżinsowych szortach i kolorowych koszulkach leżeli na trawie, ucząc się albo po prostu spokojnie śpiąc. Ładne lipcowe popołudnie. Bezpieczne, urocze miejsce, nawet jak na standardy Nowego Jorku. Kimberly oddychała ciężko. Sapała. Miała torbę. Wcześniej niosła ją na ramieniu, teraz trzymała mocno w dłoniach. Szła... Nie pamiętała dokąd.