No dobra… Może nie takim pierwszym lepszym, przecież wystarczy tylko spojrzeć

Spała okrągłą dobę. Dopiero po obudzeniu dowiedziała się, że nadworny lekarz podał jej silny środek uspokajający. I zabronił wstawać przez kilka dni. Próbowała się sprzeciwiać, ale wyjaśniono jej, że takie jest polecenie księcia. Złościła się więc z powodu przymusowego bezruchu, lecz w duchu musiała przyznać, że fizycznie nie jest w najlepszej formie. Podczas walki z Blaquiem mocno ucierpiała. Przez Emmetta dowiedziała się, że przestępcza siatka została doszczętnie rozbita, a szefowie ISS docenili jej zasługi i w nagrodę awansowała na stopień kapitana. Miała więc powody do satysfakcji. Jednak zamiast się cieszyć, wierciła się niecierpliwie w łóżku i planowała, jak z niego uciec. Dopiero w dniu bożonarodzeniowego balu Alice przyniosła jej pomyślne wieści. - Nie śpisz? Doskonale! - zawołała już w progu. - Pewnie, że nie. I zaraz tu zwariuję - jęknęła żałośnie. Alice przysiadła na brzegu łóżka. - Bella, nie będę ciągle powtarzać, jak bardzo jestem ci wdzięczna. Zamiast tego przekażę ci ostatnie polecenia doktora. - Oszczędź mi tego! - Więc wyobraź sobie, że powiedział, żebyś... - Alice zrobiła dramatyczną pauzę - natychmiast wyskakiwała z łóżka i szła na bal! - Co takiego? - Bella poderwała się tak gwałtownie, że niemal syknęła z bólu. - Naprawdę mogę wstać? - I to zaraz! - Alice ze śmiechem podała jej szlafrok. - Za chwilę będzie tu moja fryzjerka. Obiecuję, że zamieni cię w prawdziwe bóstwo. - W bóstwo? - Bella z powątpiewaniem dotknęła potarganych włosów. - Chyba za pomocą czarnej magii. - A choćby nawet. Nieważny sposób, ważny rezultat. - Alice, dziękuję, że o mnie pomyślałaś. Obawiam się jednak, że mój udział w balu to nie jest najlepszy pomysł. - Wręcz przeciwnie. No, wstawaj, nie mamy za wiele czasu - ponaglała, pomagając jej przy wstawaniu. Jakby na dowód tego do pokoju zapukała pokojówka i oznajmiła, że fryzjerka czeka. - Świetnie! - Alice wzięła Bellę pod rękę. - Uwaga, uwaga! Przygotuj się do wielkiej przemiany. Przemiana była rzeczywiście ogromna. Bella stała przed lustrem i nie mogła uwierzyć własnym oczom. Zdumiona patrzyła na swoje włosy, upięte za pomocą grzebieni i spływające do pasa w miękkich lokach, a także na cudowną suknię, która lśniła i szeleściła przy najlżejszym ruchu. Brakuje mi tylko pantofelków Kopciuszka, westchnęła, uśmiechając się do siebie. Nie powinna żywić złudzeń. Z drugiej strony, to miał być jej pożegnalny wieczór z Edwardem. Wiedziała, że gdy zegar wybije północ, nie będzie niczego żałować. W wielkiej sali balowej od dawna grała muzyka. Bella swoim zwyczajem wśliznęła się niepostrzeżenie i zaszyła w cichym kącie. Stamtąd w spokoju napawała się niezwykłą urodą i bogactwem wnętrza. Lustra, kryształowe żyrandole, girlandy kwiatów. A pod jedną ze ścian gigantyczna choinka, przybrana tysiącem szklanych aniołów, w których załamywało się światło. Edward czekał na nią. Kiedy wreszcie pojawiła się w drzwiach, z zachwytu oniemiał. Zapomniał się do tego stopnia, że bez słowa wyjaśnienia opuścił swoich rozmówców. - Na Boga, Bello! - szepnął, biorąc ją za ręce. - Wyglądasz olśniewająco - wykrztusił w końcu. – To zasługa Alice. http://www.bemowo-stomatolog.pl - Czy usłyszę odpowiedź na moje pytanie? Dopiero teraz, gdy była tak blisko, zauważył, że miała piękne usta. Pełne, zmysłowe, wspaniale zarysowane. I to bez pomocy szminki. Był ciekaw ich smaku. Czy będą tak samo chłodne jak jej głos, i wyraziste jak jej oczy? To się musi natychmiast skończyć. Pragnienie, które w niej narastało, lada moment stałoby się trudne do opanowania. Dlatego zmobilizowała się i przełamując wewnętrzny opór, odwróciła głowę. - Nie znam odpowiedzi na pańskie pytanie - powiedziała, ale na wszelki wypadek uciekła spojrzeniem w bok. - Przychodzi mi do głowy jedynie to, że czasem mężczyzna czuje się zaintrygowany kobietą tylko dlatego, że jest inna niż te, do których przywykł. - Kto wie... - Puścił ją, choć zrobił to niechętnie. - Odwiozę cię do pałacu, a po drodze wspólnie się nad tym zastanowimy. ROZDZIAŁ TRZECI Bella mogła bez przeszkód poruszać się po pałacu i przylegających do niego terenach. Każde jej życzenie było od razu spełniane. Jeśli o trzeciej nad ranem naszła ją ochota na filiżankę gorącej czekolady, mogła śmiało o nią poprosić. Nie dość, że jako specjalny gość księcia mogła korzystać ze wszystkich pałacowych luksusów, to jeszcze przysługiwało jej prawo do posiadania osobistej ochrony. Towarzyszących jej ochroniarzy uznała za drobną niewygodę, gdyż przy swoim doświadczeniu i talencie mogła bez trudu wywieść ich w pole. Gdy więc oni myśleli, że siedzi zamknięta w swoim pokoju, ona była w zupełnie innym miejscu. Jednak życie pod ciągłą obserwacją rodziło pewien poważny problem. Otóż Bella nie mogła swobodnie kontaktować się ze swoimi łącznikami na zewnątrz. Korzystanie z pałacowej linii telefonicznej w ogóle nie wchodziło w grę. Przy takiej ilości numerów wewnętrznych istniało ryzyko, że nawet zaszyfrowana rozmowa zostanie podsłuchana. Bella rozważała nawet możliwość użycia własnego nadajnika, lecz szybko zrezygnowała z tego pomysłu. Jej sygnał mógł zostać łatwo namierzony, a ona nie po to poświęciła dwa lata na przygotowania, by w kluczowym momencie operacji dać się złapać z winy głupiego elektronicznego gadżetu. Zresztą zawsze uważała, że najważniejsze rozmowy powinno odbywać się w cztery oczy. Po dwóch dniach od przyjazdu do Cordiny wysłała list. Na kopercie widniał adres fikcyjnej osoby, w rzeczywistości zaś list miał dotrzeć do angielskiej komórki organizacji Blaque’a, która gęstą siatką oplatała całą Europę. Gdyby z jakichś względów został przechwycony i otwarty, niepożądany czytelnik dowiedziałby się, że Cordina to piękny kraj, a pogoda jest to cudowna. Jednak ci, w których ręce miał trafić, od razu wiedzieliby, jak rozumieć tych kilka banalnych zdań, w których Bella zaszyfrowała ważne informacje. Prócz swojego imienia i rangi podała datę, godzinę i miejsce spotkania, które chciałaby odbyć z członkiem lokalnej komórki. Napisała, że na dany sygnał stawi się w umówionym miejscu. Sama. Jeszcze tydzień, obliczała w myślach, biorąc pod uwagę czas potrzebny na to, by list dotarł do celu. Siedem dni i będzie mogła wreszcie przystąpić do tego, nad czym pracowała. Do tego czasu miała mnóstwo zajęć, więc nie groziła jej nuda. Tego dnia do pałacu przyjechała księżna Rosalie z rodziną. Od wczesnego ranka służba uwijała się jak w ukropie, usuwając wszystkie wartościowe przedmioty, które mogłyby niechcący wpaść w ręce książęcych wnuków. Ze szczególną pieczołowitością zabezpieczono bezcenną kolekcję słynnych jajek Faberge. Bella spędziła większość dnia na spokojnych zajęciach. Przed południem towarzyszyła Alice i Marissie w pokoju zabaw, potem zjadła lunch z członkami Towarzystwa Historycznego, a po południu wykorzystała porę sjesty na obejrzenie pałacowych piwnic i sprawdzenie, czy są odpowiednio zabezpieczone.

przestał mu wypłacać miesięczną pensję, daremnie usiłując poskromić wyskoki młodszego brata. No cóż, Robert dawał i odbierał, a Alec nie miał zamiaru zależeć od rodzinnej fortuny. Z chęcią przystał więc na skandaliczny związek z lady Campion i zaczął odgrywać rolę ogiera. A jednak od pewnego czasu trudno mu było spojrzeć w lustro. Nie miał już tak dobrego mniemania o sobie samym. I stracił szacunek jedynej dziewczyny, która coś dla Sprawdź przypominać - wbrew sytuacji w jakiej się znaleźli - księcia z bajki. Bliskość Aleca dodała jej odwagi. Czuła, że ukochany obmyśla sposób, by uwolnić ich z pułapki. Uśmiechnął się do niej nie bez satysfakcji, wskazując oczami na pistolet. Spostrzegł też buteleczkę witriolu w jej lewej ręce. - Gdzie Eva? - spytał złowrogo Michaił. - Wybacz, Kurkow. Porzuciła cię. Nie mam zresztą pojęcia dlaczego. Becky o mało się nie roześmiała, słysząc tę buńczuczną odpowiedź. - Zbędne zuchwalstwo, Knight. - Coś mi się zdaje, że szczęście ostatecznie pana opuściło. Słyszysz, Becky? Wygrałem turniej. Dla ciebie. - Wiedziałam, że ci się uda! - Zróbcie z nim porządek raz na zawsze! - wrzasnął Michaił do Kozaków. - Nie! - krzyknęła Becky i raptownie przystawiła lufę do własnej głowy. - Niech nikt z