Jej słowa zdawały się ciąć ostrym nożem jego wciąż świeże

żadnych posiłków. Willow zabrała trójkę swoich podopiecznych nad jezioro. Przebrali się w stroje kąpielowe i w podskokach wbiegli do wody tak podnieceni, że na pewno wystraszyli, wszystkie zwierzęta w promieniu pół kilometra. Willow usiadła na trawie, opierając się o pień drzewa. Choć przyglądała się dzieciom, jej myśli krążyły wokół osoby ich ojca. Dlaczego spojrzał na nią wyzywająco, gdy powiedział, że wieczorem wybiera się na kolację ze swoją szwagierka? Mówił takim dziwnym tonem. Jednak nie miała czasu się nad tym zastanowić, bo Amy wybrała właśnie tę chwilę, by się do niej przysiąść. - Nie rozumiem, czemu Lizzie jest dla mnie taka niemiła - zagadnęła dziewczynka cichutko. Willow natychmiast skoncentrowała się na Amy. Dziewczynka po raz pierwszy próbowała nawiązać z nią rozmowę. Czyżby nadszedł moment przełomowy? - Nie wiem.- odpowiedziała tak samo cichym głosem. Dlaczego myślisz, że jest dla ciebie niemiła? - Nazywa mnie paskudą. http://www.beton-dekoracyjny.biz.pl głowę na karku. Nie widziała Marka przez cały dzień i starała się nie myśleć o tym, Ŝe on jej unika. Nawet nie zadzwonił. LeŜąc w łóŜku tej nocy Alli usłyszała kroki Marka idącego do pokoju Eriki. Na dźwięk zamykanych drzwi wstała z łóŜka i narzuciła na siebie szlafrok. Zeszła do holu i zapukała jak najciszej do jego drzwi. Czas mijał i nic się nie działo. Zapukała znowu, wiedząc, Ŝe on tam jest. Kiedy nie zareagował i po drugim pukaniu, otworzyła drzwi i zawołała: - Mark! Usłyszała odgłos prysznica i postanowiła czekać. Wyszedł z łazienki i w tym samym momencie ona weszła do jego pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Starała się nie zauwaŜać rozpiętych dŜinsów. - Co ty tu robisz, Alli? - warknął.

Odłożyła słuchawkę i podsunęła Willow umowę do podpisania. - Bardzo mi przykro, że cię w ten sposób popędzam. - Wstała. - Ale muszę zamknąć biuro i jechać do domu. Dzwoniła pielęgniarka. Mój mąż znowu gorzej się poczuł. Willow czuła się odrobinę zagubiona, ale posłusznie przejrzała treść umowy i złożyła na ostatniej stronie podpis. Sprawdź Otoczyło go nagle czterech mężczyzn, gliniarzy, jak się domyślał na podstawie tanich garniturów i charakterystycznie przyciętych włosów. Santos spojrzał na nich czujnie. - Zgadza się. Jeden z mężczyzn pokazał odznakę. - Porucznik Brown, sprawy wewnętrzne. To oficerowie Patrick, Tompson i White. Santos odwzajemnił otwarcie nieprzychylne spojrzenia, czując, że zaczyna coś rozumieć. Aha, o to chodzi, został wystawiony. Ale przez kogo? I dlaczego? - O co chodzi, poruczniku? - zapytał. - Myślę, że pan wie, detektywie. Łapy na ścianę. Zrobił, co mu kazali. Patrick obszukał go, zabierając rewolwer i odznakę. - Co to jest? - Wyciągnął mu z kieszeni marynarki kopertę i podał porucznikowi, który otworzył ją i popatrzył Santosowi w oczy. - Wygląda na równe dwadzieścia jeden stówek, detektywie. W znaczonych banknotach, jeśli się nie mylę. Powiesz, skąd masz te pieniądze? - Z rozkoszą, jeśli się dowiem, skąd się tu wzięły. Nigdy wcześniej ich nie widziałem. - Santos przypomniał sobie gościa z zepsutymi zębami. - Ktoś mi je podrzucił. - Ot i niespodzianka. - Oficer Patrick wykręcił mu prawą rękę na plecy, zakuł ją i to samo zrobił z lewą. - Chyba gdzieś już to słyszałem.