Hope poczuła tępy skurcz w żołądku.

Godził się na to. Posługiwały się nim, to jasne, lecz i on je wykorzystywał. Wszyscy byli zadowoleni i nikt nikogo nie traktował poważnie. Wyjął z kieszeni kopertę, którą dała mu Lily, sprawdził zapisany na wierzchu numer pokoju i ruszył korytarzem w poszukiwaniu biura hotelowego. Po chwili był w sekretariacie. Odchrząknął. Siedząca za biurkiem dziewczyna podniosła głowę. - W czym mogę pomóc? - zapytała chłodno. - Szukam Hope St. Germaine. - Jesteś umówiony? - Mam dla niej przesyłkę. - Wyjął kopertę z kieszeni. Dziewczyna wyciągnęła rękę. - Oddam jej. - Przykro mi, mam przekazać do rąk własnych. Jeśli jej nie ma, zaczekam. - Nazwisko? - Victor Santos. - Chwileczkę. - Dziewczyna podeszła do drzwi, zapukała i zniknęła w przylegającym do sekretariatu gabinecie. - Pani St. Germaine prosi - oznajmiła, pojawiając się po kilku sekundach. Santos wszedł do bogato urządzonego wnętrza z ogromnym oknem wychodzącym na St. Charles Avenue. Przy oknie stała kobieta. Odwróciła się dopiero, kiedy zamknęły się drzwi za sekretarką. Od pierwszego wejrzenia wydała się Santosowi antypatyczna: patrzyła na niego z wyraźną odrazą, jakby zobaczyła przed sobą płaza albo gada, który nagle wypełzł spod kamienia. W jej twarzy był jakiś chłód, zaciętość. I wyniosłość. - Hope St. Germaine? - zapytał. - Tak. - Wyciągnęła rękę. - Masz przesyłkę? Podał kopertę, ona zaś odebrała ją i błyskawicznie cofnęła dłoń, jakby bała się zarazić od Santosa jakimś paskudztwem. - Powiedziano mi, że mam coś od pani odebrać - wycedził. Hope bez słowa podeszła do biurka, otworzyła kopertę, zajrzała do środka i z zadowoloną miną schowała ją do szuflady, skąd wyjęła inną kopertę. Spojrzała na posłańca wyczekująco, niczym na psa, który powinien podbiec i chwycić swoją kość. Santos zacisnął zęby. Nie zamierzał się wygłupiać. Założył ręce na piersi i stał bez ruchu. http://www.beton-dekoracyjny.org.pl/media/ - Odsunę się trochę - mruknął Jackson. - Nie chciałbym oberwać. Santos posłał mu mordercze spojrzenie i wrócił do kłótni z Glorią. Jak ona oparł dłonie o blat biurka i również się nachylił, tak że teraz prawie stykali się nosami. - Po pierwsze, pani St. Germaine, nie ma pani prawa dawać mi żadnych instrukcji. Robię to, co uważam za konieczne, bo to ja prowadzę sprawę. Po drugie, rozmawialiśmy z Pete’em poza jego godzinami pracy w hotelu. To tyle. Gloria miała wypieki na twarzy. - To, że nie może pan znaleźć mordercy, nie oznacza, że wolno panu gnębić moich ludzi. Może zamiast prześladować Bogu ducha winnego chłopca, niech się pan ruszy zza biurka i znajdzie tego rzeźnika. W pokoju zrobiło się cicho jak makiem zasiał. Santos wstał zza biurka, podszedł do Glorii, stanął centymetr przed nią, lecz ona nie cofnęła się ani o krok. - A skąd bierze pani pewność, że ten chłopak nie jest naszym mordercą? Może rzeźnik, jak go pani określa, pracuje w pani hotelu? Wzruszyła ramionami z lekceważeniem. - To śmieszne. Pete to dzieciak. Odpowiedzialny, wzorowy pracownik. - I oczywiście goście bardzo go lubią i mają do niego pełne zaufanie. Szczególnie kobiety, prawda? Gloria pobladła, ale pokręciła głową, jakby chciała zignorować słowa Santosa. - Przesłuchiwaliście go przez cztery godziny. Bez adwokata, bez poinformowania go o prawie do milczenia. Po prostu oskarżyliście go o morderstwo. - Dlaczego mieliśmy mu odczytywać jego prawa?

wdzięczna Emmie, że na początek przydzieliła jej tylko dwanaście pannic. - No, no, spokojnie. Dyskusja nie musi prowadzić do rozlewu krwi. W tym momencie drzwi otworzyły się gwałtownie, do klasy wpadła Jane Hantfeld, jedna ze starszych uczennic, i podbiegła do okna w końcu sali. Twarz płonęła jej z podniecenia. - O, rany, spójrzcie! Musicie go zobaczyć! Sprawdź Hrabia poprowadził ją do wyjścia. Zeszli po schodach. - Na pewno chce pan wiedzieć, dlaczego nie wspomniałam o swoich koligacjach, kiedy mnie pan zatrudniał - domyśliła się Alexandra, idąc ścieżką wysadzaną różami. - Nie utrzymuję stosunków z moją rodziną. - A przez cały czas zmuszała mnie pani, żebym był miły dla moich krewniaczek. Czy to nie hipokryzja? - Nie. To zupełnie inna sytuacja. Proszę. Jestem bardzo zmęczona i nie chcę więcej rozmawiać na ten temat. - Ale ja chcę. Wcale nie oczekiwała, że hrabia zrezygnuje z wyjaśnień. Zasłużył sobie na nie, stając w jej obronie. Westchnęła ciężko. W chłodnym nocnym powietrzu jej oddech zmienił się w parę. - Proszę więc pytać.