podopiecznej, rozmawiającej z dżentelmenami, którzy wcześniej wpisali się do jej karneciku.

- Nie wyjeżdżam, a ty nie zdajesz sobie sprawy, co zrobiłeś - odpowiedziała, wydobywając z torby komputer oraz telefon. - Dlaczego mi nie powiesz? - mężczyzna chwycił ją za ręce. - Prosiłeś, bym ci zaufała, więc to zrobiłam. Powierzyłam ci swoje życie. - O czym ty mówisz? Otworzyła laptopa i włączyła telefon. - O tym, że twoje małe śledztwo może spowodować moją śmierć. ROZDZIAŁ DWUNASTY Bryce'a ogarnęło przerażenie, gdy zobaczył, z jaką zręcznością dziewczyna operowała klawiszami i rozpoznał profesjonalny sprzęt niedostępny dla przeciętnego obywatela. Zaczął się zastanawiać, gdzie się tego nauczyła. Do czego jej to było potrzebne? Patrząc na ekran laptopa, natychmiast zorientował się, że dzwoniła do Langley, gdzie mieściła się główna kwatera CIA. Wtedy przeniknął go zimny dreszcz. Tego nie podejrzewał. Klara nie patrzyła na niego, gdy rozmawiała przez telefon. - Patterson - usłyszała po uzyskaniu połączenia. - Indigo Alfa 4 - 0 - 8 - wypowiedziała swój kod. - Czy już go macie? - spytała, trzęsąc się na całym ciele. - Gdzie, u licha, się podziewałaś? Próbowałem się z tobą skontaktować. - Nieważne. Czy macie go? - krzyknęła do słuchawki. - Tak, już został zatrzymany, ale i ty musisz wrócić. - Rozumiem. - Mądrze zrobiłaś, wysyłając taśmę filmową senatorowi, a mnie list. Jednak to, przykre, że nie ufałaś mi wystarczająco. - Chodziło o moje życie. Miałam powody, by nie ufać pojedynczemu człowiekowi - odrzekła, a jej wzrok powędrował ku Bryce'owi, który wyglądał tak, jakby miał zamiar chwycić ją za gardło. Pomyślała, że wszystko stracone. - Powinnaś przyjechać i poddać się przesłuchaniu... - Znam procedurę - rzuciła. - Stawię się, ale nie teraz. http://www.centrumpsychologiipodrozy.pl/media/ Przez chwilę pomyślała, że to się musi zaraz skończyć. Teraz jednak nie była w stanie powstrzymać żywiołu, któremu się poddała. Bryce uniósł głowę i spojrzał na nią. - Wszystko dobrze? - spytał. - Cudownie - odparła, przesuwając palcem po jego wargach. Pocałował jej dłoń, zdając sobie sprawę, iż nie potrafi ująć w słowa tego, co przeżywa, ani tego, co właśnie między nimi zaszło. Chciał, żeby tak było już zawsze. Klara leżała na jego piersi, czekając, by świat przestał wirować. Czuła, że Bryce gładzi ją po plecach. Była tak szczęśliwa, że aż ją to przerażało. Po chwili Bryce zaczął pieścić jej włosy, a ona leżała bez ruchu, delektując się przyjemnością. - Nie jestem za ciężka? - Skądże - odparł i roześmiał się. Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Bryce odpowiedział pocałunkiem. - Nic mi nie powiesz? - spytała. - Oczekujesz komplementów? Teraz ona się roześmiała. - Już nie ma powrotu do przeszłości - zauważył.

Obiecujące. - Nie jestem hiszpańskim inkwizytorem. - Patrzył, jak lekki wiaterek pieści jej włosy. Czuł ciepło jej dłoni. Cisza się przedłużała. - Musisz w końcu zebrać się na odwagę. Za parę godzin będzie ciemno. Skinęła głową i pociągnęła go za rękę ku ławce. Serce waliło mu młotem. Miał nadzieję, że Alexandra tego nie słyszy. Sprawdź było pańskiego nazwiska. Nie wiem, jak mam się do pana zwracać. Powoli zaczerpnął oddechu. Cóż, prędzej czy później i tak się dowie. - Lucien Balfour, lord Kilcairn. Kobieta zbladła. - Earl Kilcairn Abbey? Zachował spokój, choć instynkt nakazywał mu skoczyć do drzwi, żeby uniemożliwić jej ucieczkę. - Słyszała pani o mnie. Alexandra Gallant odchrząknęła i przyciągnęła do siebie pieska. - Tak. - Zgarnęła papiery z biurka i wstała. - Przepraszam, że źle zrozumiałam pańskie ogłoszenie, ale na swoje usprawiedliwienie powiem, że brzmiało całkiem... Do widzenia, milordzie. Szybkim krokiem ruszyła do wyjścia. Lucien wbił wzrok w smukłe plecy.