dywan spadł deszcz odłamków.

- Milordzie? - Proszę wejść. Siedział przy biurku zasłanym papierami. Uniósł dłoń, dając jej znak, żeby chwilę poczekała, i szybko coś napisał na marginesie jednej ze stronic. W końcu podniósł głowę. - Tak? Sądząc po wyrazie jego twarzy, równie dobrze mogła być którymś z lokajów. - Pani Delacroix przysłała mnie, żebym pana zaprosiła do salonu. Panna Delacroix pragnie dla pana zagrać. Mówiłam jej, że jest pan zajęty, ale nalegała. - Więc zdmuchnęłaś swoją świecę? Nie dała się sprowokować. - Proszę, milordzie. Nie chcę się kłócić. Skinął głową i wstał. - Cieszę się, że postanowiłaś zostać do czasu przyjęcia urodzinowego Rose. - Jestem wdzięczna, że mnie pan wczoraj nie zwolnił. Dziwny wyraz przemknął po jego twarzy. - Chciała pani zostać. To nie było pytanie. Alexandra zacisnęła usta i zrobiła krok ku drzwiom. Nie zamierzała okazywać, co naprawdę czuje. Wiedziała, że łatwiej zniesie następne dni, jeśli hrabia będzie myślał, że ona tylko wypełnia swoje obowiązki wobec podopiecznej. - Nie lubię zostawiać nie dokończonych spraw - oświadczyła. http://www.citroen-wdroge.net.pl/media/ Nic, tylko zgrzytać zębami ze złości. Co za dziewczyna, skąd w nim ta słabość do niej? - Masz szesnaście lat i pstro w głowie. Ani myślę napytać sobie biedy z twojego powodu. Jeśli szukasz faceta na szybki numer, rozejrzyj się za kimś innym. Jasno się wyraziłem? Łzy zakręciły się jej w oczach, lecz nie straciła fasonu. Może była i twardsza niż pannice jej pokroju, z którymi dotąd miał do czynienia, ale nie znaczyło to, że jest inna. Na przykład - uczciwsza. - Ty kutasie. - Uniosła zadziornie brodę. - Co? Lepiej ci? Duży chłopiec wygrał? Nie dała mu szansy na odpowiedź. Zanim zdążył zareagować, odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę samochodu. Po chwili wahania pobiegł za nią. Wołał ją, ale nie raczyła się zatrzymać czy choćby odwrócić głowę. Wreszcie przegonił uparciuchę i zastąpił jej drogę. - Odsuń się - rzuciła oschle, chociaż oczy miała mokre od łez. Coś w nim drgnęło. Obca mu, nieznana dotąd czułość. A może ani obca, ani nieznana, tyle że nie doświadczana od Bóg wie ilu lat. Przeklęte i najcenniejsze w świecie uczucie, z którym nie wiadomo co począć. - Przepraszam - bąknął nieporadnie. - Nie powinienem był... - ... zachować się jak sukinsyn, tak? - rzuciła ze złością. - Tak. Patrzył jej prosto w oczy. Przygryzła wargę, ale nie odwróciła wzroku. Niechętnie musiał przyznać, że dziewczyna wzbudza w nim coraz większy respekt.

- Z doświadczenia wiem, że referencje zawsze są doskonałe, a więc bezużyteczne. Wolę sięgnąć do źródeł. - Podparł dłonią podbródek i uśmiechnął się. Miał nadzieję, że nie wygląda jak drapieżnik, choć tak właśnie się czuł. - Proszę mi opowiedzieć o sobie. Panna Gallant wygładziła spódnicę wprawnym i zarazem bardzo kobiecym ruchem. - Oczywiście. W ciągu ostatnich pięciu lat byłam guwernantką i damą do towarzystwa w wielu domach. Jestem uważana za bardzo kompetentną. - Uniosła brodę, najwyraźniej Sprawdź Starała się pamiętać o tym, jak bardzo zranił ją Mark, powtarzając sobie, iż nie należy myśleć o kolejnym związku i to z byłym agentem tajnych służb. Robiła wszystko, żeby Bryce nie odgadł, jak na nią działa jego dotknięcie. Nie wiedziała, czy długo zdoła się opierać własnym pragnieniom. Ciągle miała świadomość, że mężczyzna jej marzeń sypia w nieodległym pokoju. Jeśli kilka godzin spędzonych z nim w Hongkongu tak wryło się jej w pamięć, jaka byłaby cała wspólna noc? Odepchnęła kuszące myśli i zaczęła się zastanawiać, czy nie powinna odejść, nim któreś z nich poczuje się skrzywdzone. Rozumiała, iż Bryce postanowił jej unikać, lecz to nie było dobre wyjście. Ciągle byli blisko siebie. Postanowiła skontaktować się ze swoim przełożonym w CIA i sprawdzić, czy Mark został już schwytany. Musiała wiedzieć, czy ma się dalej ukrywać, czy wyjechać stąd, by złożyć właściwe zeznania i podjąć kolejną misję. Poszła do swojego pokoju z myślą, iż skoro Karolina tak łatwo się do niej przystosowała, zaakceptuje w podobny sposób każdą inną obcą osobę. Wyciągnęła laptopa i wpisała właściwy kod, by uruchomić satelitarne połączenie telefoniczne. Zrobiła to tak, żeby nikt nie natrafił na jej ślad, co mogłoby narazić na niebezpieczeństwo Bryce'a i jego dziecko. Łączyła się z Katherine Davenport przez cztery różne kraje. - Musisz mnie kimś zastąpić - powiedziała, gdy tylko usłyszała głos przyjaciółki. - Co się stało? - Nie mogę im tego robić. - Kochanie, musisz mi powiedzieć coś więcej. - To on, Kat. - Kto? O kim mówisz? - Hongkong - rzuciła Klara. - Dobry Boże! Tajemniczy mężczyzna, o którym niczego nie chciałaś mi powiedzieć, tylko się uśmiechałaś? - Tak. - Bryce Ashland to ten sam człowiek, z którym spędziłaś niezapomnianą noc? Czujesz się wobec niego bezbronna? Spróbuj zapanować nad własnymi hormonami.