Wstał i podszedł do niej. Ujął jej dłonie i zaczął rozcierać, jakby chciał je ogrzać.

- Słyszałam - prychnęła. - Żadna nowina. Jeżeli to już wszystko... - Spojrzała niecierpliwie na zegarek. - Z przyjemnością stwierdzam, że pana czas się skończył. Ruszyła do wyjścia, złapała za klamkę i gwałtownie otworzyła drzwi. Santos nadal stał bez ruchu. - Żegnam. Miłego dnia, detektywie - rzuciła ostro. - Jeszcze sekunda, jeśli pani pozwoli. Czy ma pani - zniżył głos - wolne pięćset tysięcy dolarów, droga pani St. Germaine? Hope zamarła, Santos zaśmiał się ponuro. Jak diabeł, pomyślała. Zło wciela się w różne postaci. - Zgadza się - pokiwał głową. - Przyszedł cię nawiedzić zły duch. Duch przeszłości. Serce podeszło jej do gardła. Z trudem zachowała spokój. - Nie wiem, o czym pan mówi. - Nie? - Postąpił krok w jej stronę. Poczuła paniczną chęć ucieczki przed tym opętanym człowiekiem, który jak Wąż, powoli, lecz nieomylnie zmierzał do celu. - A co pani powie na zobowiązanie spłacenia na żądanie pięciuset tysięcy dolarów? Teraz już pani pamięta, droga St. Germaine? Postąpił jeszcze krok, Hope cofnęła się, serce biło jej coraz mocniej. - W 1984 roku Lily pomogła pani wydobyć się z kłopotów finansowych, tak? Hotel tonął w długach. Wyzbyła się wszystkiego, co miała, ale pożyczyła pani te pieniądze. Przywoziłem je w trzech ratach, a pani za każdym razem wydawała pisemne zobowiązanie spłaty. - Zmrużył oczy. - Dobrze wiedziałaś, że nie będzie żądać zwrotu. Wiedziałaś, że pragnęła tylko jednego: zobaczyć się z tobą. Na samą myśl o tym, jak bardzo cię kochała i co otrzymywała w zamian, robi mi się niedobrze. - Zgadza się. - Hope podniosła głowę wyzywającym gestem. - Nie żądała zwrotu długu, a zatem sprawa jest zamknięta. Zwłaszcza że Lily nie żyje. - Przykro mi, ale jest inaczej. Zobowiązania są jak akcje, obligacje i inne formy aktywów. Nie podlegają przedawnieniu. Hope oblała się potem. W skroniach pulsowała jej krew. W końcu zdobyła się na kilka pełnych nienawiści słów. - Niczego nie oddam. Zwróciłam wszystkie długi. - Niczego nie zwróciłaś. Twoja matka umarła, tęskniąc za córką i błagając ją o wybaczenie, ale nawet tego jej nie dałaś. A teraz posłuchaj: ja mam te zobowiązania. Odziedziczyłem je po niej. Hope sięgnęła ręką do gardła. http://www.codziennaapteka.pl Diana, młodsza córka Fabianów, zerkała za to z zazdrością na Arabellę, siedzącą po drugiej stronie stołu. Jaka jest śliczna i ożywiona! Ona sama, od wielu lat skazana na bogobojne kazania siostry na temat skromności i całej reszty cnót obowiązujących młodą chrześcijankę, marzyła o odrobi¬nie swobody, którą aż w nadmiarze cieszyła się Arabella. Nawet guwernantka jej młodszej kuzynki była piękna! Nauczycielka Diany, osoba o równie kanciastym wyglądzie, jak i charakterze, na pewno nie należała do osób, które bawią towarzystwo. Co do szacownego Gilesa Fabiana, który w mniemaniu wielu miał zadatki na misjonarza, wystarczyło, by tylko rzucił okiem na Clemency, a nie potrafił już myśleć o niczym innym. Nie zwracał uwagi na oburzenie i rzucane szeptem uwagi Adeli, że panna Stoneham to zwykła guwernantka, i że robi z siebie durnia. Przez resztę kolacji wpatrywał się w nią, ledwie tknąwszy potrawki z dziczyzny i grzybów. Clemency miała na sobie czarną jedwabną suknię, delikatnie Przymarszczoną pod szyją, która doskonale kontrastowała z jej złocistymi włosami i podkreślała zgrabną figurę. Lysander, ku zadowoleniu i uldze ciotki, już od dawna nie był tak spokojny i odprężony. Timson znalazł w piwnicy lalka butelek przedniego wytrawnego wina, które, o dziwo, przetrwało spustoszenia czynione przez Alexandra. Markiz rad zauważył, że przypadło ono do gustu lordowi Fabianowi. Najwyraźniej cnotliwe życie nie przeszkadzało kuzynowi delektować się jaśniejszymi stronami życia. W krótkim czasie Lysander uznał, że Fabian jest właściwie całkiem sympatycznym jegomościem z głową na karku, i postanowił przy pierwszej okazji wypytać go o kilka spraw tyczących posiadłości. Zmienił także zdanie o lady Fabian, która okazała się nadzwyczaj rozsądną i bezpośrednią kobietą. Co więcej, dzięki niej nawet ciotka Helena zachowywała się z mniejszą niż zwykle ekscentrycznością. Mniej czasu miał na ocenę młodszego pokolenia, co po części brało się z faktu, że nie dostrzegał tam nic interesujące¬go. Adela dała się poznać jako klasyczna świętoszka, nie mająca ani ujmującej figury, ani charakteru, Diana zaś to jeszcze niezdarna pensjonarka. Całą uwagę przeniósł na Gilesa. Młody człowiek gapił się, zupełnie oczarowany, na Cle¬mency. W oczach Lysandra pojawił się groźny błysk. Jeśli panna Stoneham zamierza usidlić swoim wdziękiem nieopierzonego młokosa, będzie musiała odejść. Choćby jej suknia! Wpraw¬dzie jest czarna, w kolorze odpowiednim do jej pozycji, ale ten wyzywający krój! Czy guwernantki noszą tak głęboko wycięte staniki? Panna Lane nigdy by się tak nie ubrała. Poczuł nagle niezrozumiałą złość i niepokój. Mimo że Clemency prowadziła ożywioną rozmowę to z lordem Fabia¬nem po lewej stronie, to z Arabellą po prawej, markiz przez resztę posiłku nie spuszczał wzroku ani z niej, ani z Gilesa. Arabella bawiła się przednio. Nawet nie narzekała, że z braku wystarczającej liczby mężczyzn posadzono ją między Clemency i kuzynką Adelą. Rozkoszowała się swoją pierwszą dorosłą kolacją i nic nie mogło jej zepsuć humoru. Podano jej nawet maleńki kieliszek wina! Szybko uznała, że Giles jej nie interesuje. Schadzka z młodym Baldockiem wypadła katastrofalnie, lecz Josh, w odróżnieniu od kuzyna, był przynajmniej prawdziwym mężczyzną. Starała się wyobrazić sobie młodego Fabiana w lesie wśród paproci, lecz nie potrafiła. Na jej dobre samopoczucie wpływała też Diana, która bez przerwy gapiła się na nią z takim samym wyrazem cielęcego zachwytu, z jakim jej brat patrzył na Clemency. Do tej pory zamieniły ze sobą zaledwie parę słów, lecz Diana wyraźnie pragnęła zostać jej przyjaciółką, że poruszyła do głębi samolubne serce Arabelli. Uśmiechnęła się do kuzynki, otrzymując w zamian promienny uśmiech. Lady Helena wstała tymczasem i poprowadziła panie do salonu, Lysander zaś wskazał ręką, by lord Fabian i Giles usiedli koło niego, i zaprosił ich na kieliszek porto. Timson postawił właśnie na stoliku butelkę i wyszedł. - Czarująca dziewczyna ta panna Stoneham - stwierdził z przekonaniem lord Fabian. - Co więcej, potrafi też mówić do rzeczy, w przeciwieństwie do mojej biednej Adeli. Skąd pochodzi? - To kuzynka pewnej wdowy po pastorze, która niedawno się tu sprowadziła. Ciotka ma nadzieję, że dziewczynie uda się upilnować Arabellę, co wcześniej nie powiodło się łozinowi innych guwernantek! - Jest również nadzwyczaj urodziwa - ciągnął lord Fabian. - Ty chyba też to zauważyłeś, co, Giles? - Młodzieniec w tym momencie zakrztusił się winem i zrobił się purpurowy. - Jedno mnie dziwi, czemu w ogóle najęła się do takiej pracy? - Dlaczego pan tak mówi? - Lysander zmarszczył brwi.

- Przyszła niedawno. Nigdy z nikim nie rozmawia, na nikogo nie patrzy. - No dobrze, przyszła. I co dalej? - Poszła prosto na górę. Podobno każe mówić do siebie Violet. Violet? Czyli Fiolek. Przybrała imię od kwiatu. Tak jak inne Pierron. - To Chop podsyła jej chłopców, prawda? Twarz Samanty stężała. - Nic o tym nie wiem. Sprawdź łazienki Alli i znowu jego mózg zaatakowały wizje, których nie potrafił zwalczyć. W końcu w całym domu zaległa cisza, która oznaczała, Ŝe przynajmniej jedno z nich zasnęło. Niestety nie on. LeŜał w łóŜku z szeroko otwartymi oczami i walczył z poŜądaniem. PoŜądanie, do diabła! PoŜądanie kobiety przez męŜczyznę. Alli była tak kusząco kobieca. Uwodzicielsko kobieca. śeby nie wiem jak tego chciał, nie mógł ignorować własnego ciała, nie mógł zapomnieć smaku jej ust. WciąŜ czuł jej usta na swoich, gorące, spragnione, ilekroć jej dotykał. Czuł krągłość jej silnych piersi... I ten jej uśmiech! Zniewalający. Inny, nie taki, z jakim patrzyła na Erikę. Całkiem inny. Przewrócił się na drugi bok, poprawił poduszki. Jutro niedziela, Alli zajmie się Eriką, a on dłuŜej sobie pośpi. Ale właściwie nie chciał dłuŜej spać. Chciał szybko wstać i widzieć Erikę i Alli, zjeść z nimi śniadanie, pobyć z nimi. Wolałby się do tego nie przyznawać, ale cieszył się, Ŝe one są. Obecność Alli to