- Wiem. - Chwycił ją na ręce i przeniósł przez otwarte drzwi do małej, ciemnej sypialni. - Ja też.

zniecierpliwiona Marla. Miała ju¿ dosc tego, ¿e wszyscy traktuja ja, jakby była niepełnosprawna. Zaczynała widziec ten dom jako cos w rodzaju luksusowego wiezienia, co było, oczywiscie, smieszne. Chciała spotkac sie z ojcem w cztery oczy, bez rodziny. - Nie mo¿esz prowadzic - przypomniał jej Alex. - Czemu? - Có¿, twój samochód znajduje sie w warsztacie, a ty dopiero co wyszłas ze spiaczki... 200 - Ju¿ odzyskałam przytomnosc. Nie widze powodu, by zawracac twojej matce głowe moimi sprawami. Ani tobie. Nie musisz organizowac dla mnie wycieczki. W koncu rozmawiamy o moim ojcu. - Marla urwała, czujac, ¿e jeszcze chwila, a straci cierpliwosc. Pod cienka warstwa uprzejmosci i wyszukanych manier, za kregiem swiatła odbijajacego sie w kryształach i srebrach, w tym wielkim, posepnym domu powietrze było geste od niedomówien, a w ciemnych katach kryły sie mroczne tajemnice. - A jesli chodzi o samochód, to przecie¿ Lars mo¿e mnie zawiezc. http://www.dobre-opakowania.com.pl/media/ hiszpańsku, a nazwiska takie jak Swaggert, Smith i McCallum opatrywał przekleństwami. Twarz Vianki poszarzała. Dziewczyna zaczęła mówić coś gwałtownie, przewiesiła przez ramię pasek skórzanej, wysadzanej paciorkami torby i wybiegła frontowymi drzwiami. Rozgniewany Roberta wciąż klął po hiszpańsku. Katrina obserwowała tę scenkę z uniesionymi brwiami. - Ciekawe, o co im poszło - mruknęła, odprowadzając wzrokiem Viancę. Przez zabrudzoną szybę Shelby zobaczyła, że Vianca wskakuje do swojego el camino i szybko wyjeżdża z parkingu. - Nie odważyłabym się snuć domysłów na ten temat. - A ja wręcz przeciwnie. Czy jej matka nie jest... no... delikatnie mówiąc, trochę nie tego? - Czyli stuknięta? - Właśnie. - Nigdy jej nie poznałam. 126

rozmawiał z jakims wysokim, szczupłym me¿czyzna o krótko przystrzy¿onej brodzie. - Jestes nareszcie! - powiedział Alex. Siedział w fotelu, rece wsunał miedzy kolana, twarz miał zwrócona ku temu me¿czyznie. - Chryste, Marla, gdzie sie podziewałas? Byłem w twoim pokoju, wołałem cie, ju¿ miałem kazac przeszukac dom. Sprawdź Smithem. Lydia uniosła sceptycznie brew. Znała Shelby zbyt dobrze. - Bierzesz urlop i jedziesz na zakupy? - Tak. Mam ze sobą tylko kilka rzeczy, a w Bad Luck, możesz w to wierzyć lub nie, butików jest zbyt mało. Lydia zdobyła się na uśmiech. - A zatem jeśli zadzwoni do mnie ktoś z mojego biura nieruchomości w Seattle, powiedz, że oddzwonię jutro. Ale jeśli zadzwoni niejaki pan Levinson, weź od niego numer, a ja zadzwonię i odsłucham wiadomości. Jeśli będziesz musiała wyjść, to po prostu nagraj wiadomość ze wszystkimi informacjami na sekretarkę, dobrze? - Spróbuję - odparła Lydia, ponownie wkładając rondelek z mięsem do lodówki, z której wyciągnęła dużą gomółkę sera. Potem umyła ręce. - Ale twój ojciec w to nie uwierzy - powiedziała przy wtórze cieknącej wody. - Przecież wróciłaś tutaj, żeby znaleźć swoją córkę, prawda? - Tak. - Mówiłaś bardzo... especifico.