– Nie wiem, trzeba szukać.

– Nie porwałem własnej żony! – Bentz po raz kolejny nakazał sobie zachować spokój. Bledsoe chce tylko zwalić wszystko na niego. Jak zawsze. Jakby i bez tego sprawy nie były wystarczająco skomplikowane, zobaczył Dawn Rankin idącą korytarzem. Poczuła na sobie jego wzrok i w pierwszej chwili mocno zacisnęła usta, zaraz jednak zmusiła się do uśmiechu i podeszła bliżej. – Znowu tutaj? – zapytała. – Nie możesz trzymać się z daleka, co? – To sprawa służbowa – uciął Hayes i Bentz nie musiał odpowiadać. Dawn jak zwykle popadała w skrajności. W jednej chwili Bentzowi wydawało się, że dawno o nim zapomniała, że mu wybaczyła; w następnej syczała jak rozjuszona żmija. Miał szczęście, że nie byli razem długo. – Daj znać, jeśli mogę w czymś pomóc – powiedziała z ledwie wyczuwalną nutą ironii w głosie i odeszła. – Ale sztuka – mruknął Bledsoe. – Może jednak miałeś szczęście, że wybrałeś Jennifer Nichols. Bentz nie nabrał się na przyjazny ton. Bledsoe tylko szuka okazji, by mu dokopać. Na szczęście zadzwonił jego telefon i odszedł, zabierając swoją kawę. – Więc tyle wiemy na razie – zaczął Hayes, kiedy w końcu zostali tylko we troje: on, Martinez i Bentz. – W grobie leżała Jennifer. W chevrolecie znaleźliśmy różne odciski palców, ale tylko twoje, Bentz, były w policyjnych bazach danych. Ciągle szukamy. W samochodzie nie było innego materiału dowodowego, nasi ludzie nie znaleźli ciała sobowtóra http://www.e-medycynaizdrowie.com.pl/media/ tymczasem zniknie. O nie. Tym razem ją dogoni. Niech się dzieje, co chce. Noga pulsowała bólem, ale zacisnął zęby i szedł dalej. Na progu się zatrzymał, minął drzwi i pociągnął torbę po cementowym chodniku. Gdzie poszła, do cholery? Wpatrywał się w palaczy i znużonych podróżnych na ławkach, na turystów z komórkami przy uchu. Pracownicy lotniska machali rekami na nadjeżdżające samochody, pilnowali ruchu, kierowali nim. I wtedy ją zobaczył, szła przez parking. Wyszła z cienia, znalazła się w pełnym słońcu. Bentz biegł za nią. Mało brakowało, a na krawężniku przewróciłaby się jego torba. – Hej! – zawołał. Ale szła dalej, przemierzała parking w palącym słońcu. Nawet się nie obejrzała. – Ej! Jennifer!

pewno hormony, prawda? Ale to takie cudowne uczucie, usłyszeć jego głos. Odchrząknęła, usiadła i zapytała: – Co słychać? – Nic dobrego. Serce zamarło jej w piersi. – Jestem na posterunku policji w Torrance. – Torrance? Sprawdź Ktoś chce, żeby wrócił. – Skurczybyk – mruknął pod nosem. W południowej Kalifornii przeszedł ciężkie chwile. I to niemało. Zostawił za sobą wiele nierozwiązanych spraw. Mało kto w wydziale zabójstw w Los Angeles uronił łezkę, gdy odchodził. A teraz widzi duchy i dostaje dziwne przesyłki, nadane niedaleko jego dawnego domu, miejsca, w którym, jak przysiągł, jego noga więcej nie postanie. W Złotym Stanie coś śmierdzi jak zgniłe jaja, to pewne. A on musi się dowiedzieć co, nawet jeśli to oznacza, że robi dokładnie to, czego chciał psychopata. Irytowała go ta świadomość, ale nie widział innego wyjścia. Wyłączył komputer. Za piętnaście minut O1ivia skończy pracę w sklepie. Idealnie. Niewinne, czy mu się to podoba, czy nie – czas powiedzieć jej, co się dzieje, do cholery. Pogoda się pogorszyła; chmury nad miastem pociemniały groźnie. Powietrze – gęste i