głowy już wcześniej i z którą ona w pełni się zgadza.

– Jak pani śmie! – Richard Mann poderwał się chwiejnie z krzesła z czerwoną jak burak twarzą. – Starałem się, jak mogłem, żeby pomóc tym dzieciakom. Nie pamięta pani? To ja zorganizowałem punkt pierwszej pomocy. To ja usunąłem tłum z parkingu, żeby mogły wjechać karetki. I to ja teraz odbieram dziesiątki telefonów od rodziców, których dzieci budzą się z krzykiem w nocy. A pani śmie sugerować, że miałem z tym coś wspólnego? Mój Boże, piękne podziękowanie! – Pani Conner niczego nie sugeruje, panie Mann – powiedział łagodnie Quincy, podnosząc ręce w uspokajającym geście. – Zadawanie tego typu pytań należy do jej obowiązków. Oczywiście, doceniamy pana pomoc podczas tamtych tragicznych wydarzeń. Quincy uśmiechnął się ciepło. Jednak na twarzy psychologa malowało się powątpiewanie. – Myślałem, że będziemy rozmawiać o Dannym – odezwał się po chwili. – Nie spodziewałem się takiego... ataku. – Przesłuchania bywają czasem trudne – odparł dyplomatycznie agent. – Oczywiście, człowiek uważany jest za niewinnego, dopóki nie dowiedzie mu się winy. Mann triumfalnie zerknął na Rainie. Wzruszyła nonszalancko ramionami. Przystojniaczek nie miał alibi i bardzo szybko przeszedł do defensywy, pomyślała. Ale w końcu uczeń, któremu udzielał porad, został oskarżony o zamordowanie trzech osób. Każdemu spędziłoby to sen z powiek. – A wracając do Danny’ego – zachęcał Quincy. – Nie wiem, co mogę państwu powiedzieć – odparł ponuro Mann. – Część naszych http://www.e-projektydomow.com.pl wszystkimi odcieniami dziecięcego płaczu, zaniepokoiła się, bo brzmiało to zawodzenie bardzo smutno i bardzo szczerze. Młodej damie wystarczyło pół minuty, by zorientować się w sytuacji. Zdarzyła się, prawdę mówiąc, rzecz najzwyklejsza i w pewnej mierze nawet komiczna. Malutka dziewczynka, bawiąc się z kotkiem, pozwoliła mu wleźć na drzewo. Czepiając się pazurkami sękatej kory, puszysta kuleczka wdrapała się za daleko i za wysoko i teraz nie mogła zejść z powrotem. Niebezpieczeństwo polegało na tym, że olcha nawisała nad stromym brzegiem, a kotek ugrzązł na najdłuższej i najcieńszej gałązce, pod którą, hen w dole, pluskały i pieniły się fale. Na pierwszy rzut oka było jasne, że nie uda się biedaczka uratować. Szkoda, bo był zachwycająco śliczny: sierść bialutka jak łabędzi puch, oczka okrągłe, błękitne, na szyi miłośnie zawiązana aksamitna wstążeczka. Jeszcze bardziej żal było jego pani, dziewczyneczki sześcio – lub siedmioletniej. Ona też

Wygląda na to, że to była tylko kwestia czasu. Quincy pokręcił głową. – Nie sądzę, żeby metoda selekcji psychologicznej na wiele się zdała w przypadku Danny’ego. To dobry uczeń, grzeczny dla nauczycieli, pilny w nauce. Nie słyszałem o maltretowaniu zwierząt, ani nawet o fascynacji ogniem. Danny jest wściekły. Ale to nie dowód, że ma skłonności zabójcze. Sprawdź płaszcz w krateczkę, fioletowe okulary, kłaczek bródki. Ten sam głuptas z przystani. – Coś ty za jeden?! – ryknął pułkownik. – Czego tu szpiegujesz? – Musimy! Koniecznie! O wszystkim! – zaterkotał konus, połykając słowa i całe kawałki zdań, tak że ogólnego sensu tej gadaniny nie dawało się pojąć. – Ja słyszałem! Najwyższe władze! Święty obowiązek! Bo to czort wie czym! Tu śmierć, a oni! I nikt, ani jeden! Głusi, ślepi, malinowi! – Panie Sergiuszu, kochany, uspokój się pan – łagodnie powiedział Korowin do wrzeszczącego. – Znów dostanie pan konwulsji. Ten pan przyjechał do młodego człowieka, który mieszka w oranżerii. Co też pan sobie wyobraził? – I półgłosem wyjaśnił pułkownikowi: – Także mój pacjent, Sergiusz Nikołajewicz Lampe. Niezwykle utalentowany fizyk, ale z wielkimi dziwactwami. – „Z dziwactwami”, niczego sobie – burknął Feliks Stanisławowicz, ale rozluźnił swoje żelazne palce i jeńca wypuścił. – Kompletny wariat, a jeszcze spaceruje sobie na wolności.