niepokojem, dostrzegła na jego twarzy iście chłopięcy entuzjazm.

- Muszę pani wyznać, lady Isabell, że nieczęsto bywam tak zgrabnie przywołany do porządku. Był bystry. O tym też powinna pamiętać. - Pan wybaczy, ale nie miałam takiego zamiaru. - Właśnie, że pani miała i zrobiła to pani po mistrzowsku. Wziął ją za rękę. Nie cofnęła dłoni. Pozostawiła ją, chłodną i pewną, w jego uścisku. Pomyślał, że chyba nazbyt się pospieszył, uznając ją za nudziarę. - Przepraszam, że próbowałem panią sprowokować. Obiecuję więcej tego nie robić. Zaczynam rozumieć, dlaczego Alice chciała mieć panią przy sobie. Bella dawno temu nauczyła się blokować poczucie winy. Ta umiejętność przyszła jej teraz z pomocą. - Bardzo polubiłam pańską bratową, więc jej zaproszenie przyjęłam z wielką radością. Przyznam się panu, że od pierwszego wejrzenia zakochałam się w malutkiej księżniczce Marissie. - O, tak. Nie ma jeszcze roku, a już rządzi całym pałacem. - Na wspomnienie bratanicy złagodniały mu oczy. - Może jej urok bierze się stąd, że jest bardzo podobna do matki. Bella delikatnie wysunęła rękę z jego dłoni. Jakiś czas temu słyszała plotki, że Edward był zakochany w swej bratowej. Nie trzeba było aż tak dobrego obserwatora jak ona, by dostrzec uczucie, z jakim o niej mówił. Musi to koniecznie odnotować. Być może ta informacja kiedyś się przyda. - Pozwoli pan, że się pożegnam. Pora, żebym wróciła do pokoju. - Dlaczego? Jest jeszcze wcześnie. Sam nie rozumiał, czemu próbował ją zatrzymać. Nawet nie przypuszczał, że będzie mu się z nią tak dobrze rozmawiało. W ogóle nie sądził, że kiedykolwiek będzie miał ochotę z nią rozmawiać. - Zwykle kładę się wcześnie. - W takim razie pozwoli pani, że ją odprowadzę. - Proszę nie robić sobie kłopotu, znam drogę. Dobranoc, Wasza Wysokość - powiedziała i zniknęła w mroku alei. Co ona w sobie ma? Na pierwszy rzut oka zdawała się tak bezbarwna, że mogła wtopić się w każde tło. A jednak... Idąc w stronę pałacu, postanowił rozszyfrować, skąd bierze się tajemniczy urok lady Isabell. Bawiąc się w odkrywanie prawdy ukrytej pod maską dobrego wychowania, mógł choćby na chwilę zapomnieć o Blaque. Bella nie sprawdziła, czy za nią poszedł. Pośpiesznie weszła do pałacu przez ogrodowe drzwi i od razu skierowała się ku schodom. Miała wrodzony dar bezszelestnego poruszania się, a jej obecność była tak dyskretna, że z łatwością potrafiła pozostawać niemal niezauważona. Z biegiem czasu udoskonaliła tę umiejętność i często ją wykorzystywała, zawsze z doskonałym skutkiem. Szła po schodach pewnie, nie oglądając się za siebie. Była zdania, że ten, kto musi sprawdzać, czy nie jest śledzony, już wpadł w tarapaty. Gdy znalazła się w swoim pokoju, najpierw starannie zamknęła drzwi, a potem sprawdziła, czy zasłony są szczelnie zaciągnięte. Dopiero wtedy zrzuciła swoje wygodne, praktyczne pantofle. Spojrzała na nie z niechęcią, ale podniosła je i schowała do szafy. Kobieta, za jaką chciała uchodzić, na pewno nie rozrzucałaby swoich rzeczy po całym pokoju. Z tej samej przyczyny jej skromna koktajlowa sukienka powędrowała do garderoby, choć lady Isabell była zdania, że już dawno powinna trafić na śmietnik. Stała na środku pokoju w króciutkiej koszulce wykończonej koronką. Szczupła, smukła, długonoga kobieta o mlecznobiałej karnacji. http://www.edomkidrewniane.com.pl/media/ żeby jakaś dziewczyna tak go frapowała. Pragnął odmiany, nowości, no i znalazł ją. Becky była zadziwiającą mieszaniną odwagi i wrażliwości. Zachwycał go jej brak doświadczenia. Pragnął przełamywać jej opory. Czuł się, jakby uwodził dziewicę, tyle że bez poczucia winy. Jednego był pewien, nikczemnik, który ją uwiódł, zrobiłby lepiej, trzymając się z dala od niego, bo Alec byłby gotów połamać mu żebra. Biegli, trzymając się za ręce. - Nie zmieniłaś zdania? - spytał poprzez strugi ulewy. Pokręciła głową. Niepokoiło go, czy dziewczyna się nie przeziębi, ale szukanie dorożki trwałoby zbyt długo. Znajdowali się już zresztą w okolicach Piccadilly, gdzie wynajmował kawalerski apartament w ekskluzywnym Althorpe House. Rzecz jasna, najatrakcyjniejszy i z najlepszym widokiem. - Tędy - mruknął, prowadząc ją przez dziedziniec. - Już prawie jesteśmy w domu. W domu. To słowo sprawiło jej ból. Wkroczyli do ładnego ceglanego budynku oznaczonego literą „E”.

człowieka w domku odźwiernego, ale nie dbała o nic. Rozejrzała się błyskawicznie po izbie. Klucz do kajdan wisiał przy drzwiach. Ręce się jej trzęsły, gdy go rozkuwała. Gdy tylko to zrobiła, natychmiast zgasił jej świecę. Becky cofnęła się raptownie. Nieznajomy schwycił ją jednak za łokieć i wskazał ku drzwiom, mówiąc znów coś, czego nie rozumiała. Domyśliła się, że nakazuje jej ciszę. Usłyszała w oddali męskie głosy. Kozacy! Instynktownie odgadła, że Rosjanin pyta, gdzie mogliby się ukryć. Sprawdź Dla Krystiana Karol był jedynie przyjacielem. Nikim więcej. Nie mógł zostać jego księciem, bo nie łączyły ich takie relacje. No i co tu dużo mówić, książę musi być przystojny. Ale mimo wszystko blondynowi było żal przyjaciela. Bo przecież najlepiej wiedział jak nieprzyjemna jest nieodwzajemniona miłość. Książę także go nie kochał, ale były jakieś szanse, że zrobi to w najbliższej przyszłości. Przynajmniej tak uważał Krystian. A Karol… Cóż. Blondyn nigdy nie będzie w stanie traktować go inaczej niż przyjaciela z dzieciństwa. - No i tak to wygląda – zakończył opowiadanie swojej dramatycznej historii. Marta spojrzała na niego, ukrywając rozbawienie. Co mogła poradzić na to, że miłość Krystiana do „idealnego księcia z bajki” była po prostu zabawna? Zabawny jedynie nie był wątek o Karolu. Dziewczyna naprawdę lubiła tego chłopaka. Odchrząknęła, przeczesując palcami swoje rude włosy.