Podniosła słuchawkę.

Greenwich Village, Nowy Jork Kimberly szybkim krokiem wyszła z mieszkania. Wstała wcześnie rano. We środy miała lekcje strzelania. Ostatnio potrzebowała więcej czasu, żeby się przygotować. Włożyła dżinsy i zwykły podkoszulek, włosy związała w koński ogon, a potem poszła na pociąg do Jersey. Zupełnie jak w zegarku - powiedziała do siebie. Środowy ranek jak każdy środowy ranek. Oddychaj głęboko. Wdychaj smog. Ten środowy poranek był inny niż wszystkie. Przede wszystkim dlatego, że miała wolne. Poprzedniego dnia po południu była taka blada i podenerwowana, że doktor Andrews kazał jej wziąć urlop do końca tygodnia, pierwszy urlop od pogrzebu Mandy. Dziś nie musiała się śpieszyć. Mogła się zatrzymać i powąchać róże, wyluzować się trochę, zgodnie z zaleceniem profesora. Mimo to maszerowała szybko, raczej biegła, niż szła. Spoglądała za sie¬ bie częściej, niż robi to przeciętny człowiek. I chociaż wiedziała, że nie musi 73 się obawiać, miała przy sobie odbezpieczonego glocka kaliber 40. Nie świruj - powtarzała sobie, ale bez skutku. Ciekawe, że w tej chwili wcale nie czuła się źle. Nie miała gęsiej skórki ani zimnych dreszczy. Żadnego poczucia klęski, które zawsze poprzedzało napady niepokoju. Pogoda była umiarkowana. Na ulicach ludzi było tyle, że http://www.eginekologwarszawa.info.pl Woźny zapamiętał, jak ojca Quincy'ego poprowadzono do czerwonego sportowego samochodu, prawdopodobnie tego samego, którym sprawca przyje¬ chał po Bethie. Od tamtej pory nikt nie widział ani samochodu, ani Abrahama. Zniknię¬ cie ojca Quincy uznał za swoją największą klęskę, większą nawet niż śmierć Amandy i Elizabeth, głównie dlatego, że one były samodzielne. Ojciec zaś był całkowicie bezbronny i bezsilny, zdany na łaskę innych. Quincy powi¬ nien był lepiej zadbać o jego bezpieczeństwo. Wyrzuty sumienia powiększa¬ ły jeszcze jego ból. Czuł się jednocześnie bezsilny i wściekły. Pozbawiony wszelkich uczuć a jednak desperacko walczący o życie. Pokonany. Zdeterminowany. Niewia¬ rygodnie zły. Nieznośnie smutny. Naukowiec, który szukał powodu. Czło¬ wiek, który wiedział, że powód nie istnieje.

Wyglądała całkiem nieźle, właściwie wręcz uroczo. Idealna żona pana doktora. - Przekonajmy się - powiedziała do swojego odbicia. Wzięła pudełko i wyszła z domu. Tak jak powiedział jej ukochany, całkiem niedaleko stał srebrny samochód z elegancko ubranym Murzynem za kierownicą. Wydawało się, że studiuje Sprawdź biorąc pod uwagę ogólną liczbę więźniów, ale oznacza to, że jedno takie ogłoszenie dotarło do każdego większego więzienia w kraju. Potem przekazywano je z ust do ust. - Cóż, zbierają się, żeby szyć kapy na prycze, i plotkują - mruknął Quincy. - Moim zdaniem nasza wcześniejsza teoria nadal jest aktualna. Numer mojego telefonu, a więc i adres, poznało tyle ludzi, że nigdy nie będziemy w stanie sensownie zredukować ich liczby. Kto wie, gdzie mieszkam? A kto nie wie? - „Gazetka narodowego projektu więziennego" jest w posiadaniu oryginału ogłoszenia - powiedziała Glenda. - Wysłano ją kurierem do naszego laboratorium. Za parę dni sekcja dokumentów powinna nam dostarczyć trochę więcej informacji. Poza tym Randy Jackson wciąż próbuje się dowiedzieć, w jaki sposób sprawca zdobył twój numer. Jestem pewna, że wkrótce