- Po co obcy człowiek miałby zadawać sobie tyle trudu?

– Nie spoufalać się? – wymamrotała. Podniósł głowę. – Żadnych przygód na jedną noc. Żadnych szaleństw. Jestem na to za stary, Rainie. Byłem już w tylu miejscach i spędziłem za dużo czasu na badaniu tego, co w człowieku najgorsze. Spróbowałem małżeństwa, spróbowałem ojcostwa. Z wielu rzeczy w życiu jestem dumny, a wielu żałuję. Nie wierzę już w ucieczkę od rzeczywistości na jedną noc. Nie widzę w tym sensu. Chciała coś powiedzieć, ale zamknął jej usta pocałunkiem. Zadrżała ze zdziwienia. Przez chwilę nie odrywał od niej poszukujących warg. Czuła jego dłonie na swoich plecach. Przytrzymywał ją lekko, pozostawiając możliwość wycofania się. Była mu za to wdzięczna, ale i trochę rozczarowana. Nagle przerwał pocałunek. – Zaintrygowałaś mnie, Rainie – szepnął jej do ucha. – Nie spodziewałem się kogoś takiego. Jesteś bystra. Skomplikowana. I wiem już, że nie pójdziesz dziś ze mną. – Nie pójdę – szepnęła. – Będziesz się zadręczać myślą, o jutrzejszej wizycie u patologa. Będzie ci się śniła matka i te nieżyjące dziewczynki. – Nie... – Nie jestem twoim terapeutą, Rainie. Jestem tylko człowiekiem, który przeszedł przez to samo. http://www.fizjoterapeutka.com.pl 11 Rezydencja Olsenów, Wirginia Rainie wykonała cztery podejścia, zanim znalazła dom Mary Olsen. Za pierwszym razem nawet nie zauważyła wąskiego wjazdu z ulicy gęsto zarośniętej drzewami. Za drugim razem spostrzegła wjazd, ale poprzez gałęzie nie zauważyła domu. Za trzecim razem wjechała do połowy wjazdu, ujrzała niesamowitą posiadłość i pośpiesznie wycofała się, zanim lokaj spuścił dobermany. Za czwartym razem zaparkowała przy drodze, wysiadła z samochodu i podeszła do skromnej czarnej skrzynki na listy, którą ustawiono na kutym z metalu słupku. Dopiero tutaj przeczytała numer domu. - To jakiś żart? - powiedziała nie wiadomo do kogo, po czym otworzyła teczkę z informacjami zebranymi na temat Mary Olsen i przejrzała je ostatni raz. - Hm... Z kim musi sypiać dwudziestopięcioletnia, bezrobotna kelnerka,

dopiero zaczynała spadać. Rainie nadal czuła się niepewnie. Poprowadziła go przez dzielnicę Pearl. Piękny stary sklep, a przed nim nieprawidłowo zaparkowane porsche. A tu kolejna kawiarnia, tutaj galeria sztuki, dalej salon wystawowy unikatowych, ręcznie robionych mebli. Pokazała mu też rzędy magazynów niedawno zamienionych na mieszkania po ćwierć miliona dolarów i luksusowe apartamenty. Ich fasady były odnowione, wymalowane Sprawdź – Jestem. – Jezu, Rainie. Gdzie ty się do cholery, podziewasz? Sanders dostaje świra, próbując cię namierzyć. – Strzygłam trawnik. Jak tam w Portland? – Nieciekawie. – Luke wydawał się zdezorientowany. Słyszała odgłosy ruchu ulicznego, więc pewnie dzwonił z komórki. – Akurat dziś rano zabrałaś się za porządki? – Trawa jakoś nie rozumie, że morderstwo jest wystarczającym powodem, żeby przestała rosnąć. Dlaczego w Portland jest nieciekawie? – Zniknął Daniel Avalon. Mieliśmy się spotkać w jego biurze dziś rano, ale sekretarka wciskała mi jedną kiepską wymówkę za drugą. W końcu skontaktowałem się z panią Avalon. Zdaje się, że jej małżonek nie wrócił wczoraj na noc. I jeszcze jedno, po drodze do Portland mijałem myśliwską chatę. Z pewnością niedawno ktoś z niej korzystał. – Myślisz, że to on jest Duncanem?