Gallant. Najprawdopodobniej umiera pani z głodu po wczorajszych harcach.

Prawdę mówiąc, wyczekiwała, kiedy znowu zostanie nakryta, by po raz kolejny obserwować, jak matka czerpie przewrotną przyjemność z wymierzania kar swojemu jedynemu dziecku, jak napawa się chorą satysfakcją, że oto jej córka, zgodnie z oczekiwaniami, znowu okazała się nic niewarta. Miała wrażenie, że Hope jest z niej zadowolona tylko wtedy, gdy Gloria dostarcza jej powodów do karania. Z upływem lat zaszła także zaskakująca zmiana w relacjach Glorii z ojcem. To na niego przelewała swój gniew, coraz bardziej oddalała się od niego, aż w końcu stali się sobie zupełnie obcy. O ile dawniej wyczekiwała niecierpliwie wspólnych wypraw do St. Charles, teraz ich unikała, udawała, że hotel przestał ją obchodzić, oznajmiała wszem i wobec, że nie ma zamiaru tracić życia na doglądanie sterty kamieni. Ojciec z bólem słuchał tych deklaracji. I ją bolało serce, ilekroć wygłaszała prowokacyjne zdania. Nigdy wszakże nie przyznałaby się, jak bardzo kocha ojca i jak drogi jest jej Hotel St. Charles, choć skrycie tęskniła do chwil spędzanych niegdyś z tatą, kiedy to czuła się kochana, uwielbiana, doceniana. Tamten czas minął bezpowrotnie. Wszystko się zmieniło. Nie wiedziała dlaczego, ale tak właśnie było. Bolało ją to bardziej niż pełne nienawiści, rzucane ukradkiem spojrzenia matki. Uczyła się u sióstr niepokalanek, w założonej w 1888 roku szkole dla panien z dobrych domów, która mieściła się na St. Charles Avenue. Rodzice zapisywali tutaj swoje córki zaraz po urodzeniu, by mieć pewność, że w odpowiedniej chwili będzie na nie czekać miejsce w elitarnym liceum. Matura od niepokalanek była przepustką na studia i do dalszej kariery, nowoorleańskim odpowiednikiem świadectw z Radcliff czy z William and Mary, a samo liceum uchodziło za najbardziej snobistyczną szkołę w mieście. Gloria miała to gdzieś. Chodziła do szkoły, bo musiała, a bardziej niż lekcje i wykłady ekscytowały ją kolejne przejawy niesubordynacji, których z upodobaniem się dopuszczała. Lubiła te spojrzenia koleżanek, w których zaciekawienie mieszało się ze zgorszeniem i fascynacją. Dzisiaj też spodziewała się je zobaczyć. Pociągnęła usta jaskrawą szminką, spojrzała na swoje odbicie w lustrze, uśmiechnęła się zadowolona z efektu i wrzuciła kredkę do torebki. Z korytarza dobiegły ją dziewczęce chichoty: zaraz powinien rozlec się dzwonek uprzedzający, że za kwadrans początek lekcji. Zaraz łazienka zaroi się od pannic, które zanim rozbiegną się do klas, muszą po raz ostatni sprawdzić, jak wyglądają. Rzeczywiście, ledwie rozdzwonił się dzwonek, do łazienki wpadło kilkanaście rozkrzyczanych podlotków. Otoczyły Glorię wianuszkiem. - Słyszałyśmy - zaczęła jedna z nich - o historii z siostrą Margueritą. To prawda, że masz szlaban i że nie pójdziesz na fuksówkę? - Prawda. - Gloria obojętnie wzruszyła ramionami. - Niektórzy ludzie są kompletnie wyprani z poczucia humoru. Dziewczyna zwana Missy parsknęła śmiechem. - Chciałabym widzieć jej minę, kiedy zobaczyła cię w kaplicy, jak siedzisz rozparta w ławce, z romansem na kolanach i pogryzasz komunikanty. - To było dobre - przyznała Gloria, przerzucając włosy przez ramię. - Gorzej, że zabrała mi książkę akurat wtedy, kiedy zaczęły się momenty. Missy pokręciła głową. - Zaczynasz przesadzać. Jeść hostię, ot tak sobie... To chyba grzech, nie? http://www.fizjoterapia-bydgoszcz.pl/media/ - W każdym razie bardzo wyraźnie to zasugerował. - Lex, to wspaniała nowina! Wolałabym jednak, żebyś usiadła. Od patrzenia na ciebie kręci mi się w głowie. - Nie mam ochoty siadać. Poza tym twoi rodzice mogą wrócić lada chwila. Nie chcę stawiać ich w kłopotliwej sytuacji. Vixen oparła się o poduszki. - Dobrze, więc sobie chodź. Ale czy przyszło ci do głowy, że małżeństwo z Kilcairnem może być korzystne również dla ciebie? To jeden z najbogatszych ludzi w Anglii i nikt nie śmie mu się narażać. - Szkoda, że nie słyszałaś, co mówi o kobietach, miłości i małżeństwie. Straszne rzeczy. Czasami aż mnie ręka świerzbiła, żeby go uderzyć. - Kiedy indziej marzyła, żeby go pocałować i znaleźć się w jego silnych ramionach, ale do tego nie zamierzała się przyznać. - Nie wygląda mi na głupiego, Lex. Z pewnością miał podstawy sądzić, że zgodzisz

- Nie kłóć się. Lubię być hojny. - Wpisał odpowiednie sumy do umowy. Dziewczyna zachichotała. - Nie sądzę, żeby mama się zgodziła. - Póki dotrzymuje przyrzeczenia, że nie będzie ze mną rozmawiać, może się nie zgadzać do woli. Zresztą to nie dla niej, tylko dla ciebie. - Dziękuję. - Kuzynka nachyliła się i cmoknęła go w policzek. Sprawdź - Alexandro. - Zsiadł z konia. Chciał być jak najbliżej niej. - Co u ciebie? - Dobrze, dziękuję. - To świetnie. A u ciebie? - W porządku. Odetchnął głęboko. Dość uprzejmości. Pora na normalną rozmowę. - Przewróciłaś moje życie do góry nogami - stwierdził. - Nie sądziłem, że ktokolwiek jest w stanie tego dokonać. - Przyjechałeś, żeby mi to powiedzieć? Twierdzisz, że zniszczyłam ci życie? Co ty sobie myślisz... - Nie powiedziałem, że je zniszczyłaś, tylko zmieniłaś - przerwał jej pospiesznie. - Inaczej patrzę na ludzi i na siebie. Zasługujesz na gratulacje. I podziękowania. Bawiła się guzikiem pelisy, unikając jego wzroku. - Nie ma za co. Przecież mi płaciłeś.