miało z nim nic wspólnego. Potem podnosił rękę. Ani razu nie zadrżała, więc chciał krzyczeć,

zapadły, a palce, jakby cieńsze, z lekka drżą, czego dawniej nie bywało. Westchnęła. Brwi biskupa surowo wędrowały w górę i w dół. Było jasne, że się gniewa, ale czy mocno – na oko określić się nie dawało. Patrzyła pani Polina na swojego ojca duchowego błagalnym wzrokiem, patrzyła, ale on uwagą jej nie zaszczycił. Doszła do wniosku: gniewa się mocno. Znów westchnęła, ale mniej gorzko niż za pierwszym razem. Zaczęła słuchać, o czym rozmawiają archijerej i ojciec przełożony. Konwersacja tyczyła się spraw Bogu oddanej wspólnoty. – Ja, wasza przewielebność, w swoim postępowaniu trzymam się poglądu, że mnich powinien być jak zmarły wśród żywych. Nieustanne prace dla pomyślności wspólnoty i modlitwy – oto jego bytowanie, i niczego więcej mu nie potrzeba – mówił ojciec Witalis, widocznie odpowiadając na jakieś pytanie czy może wyrzut. – Dlatego dla braci surowy jestem i swobody im nie daję. Kiedy postrzyżyny przyjmowali, sami się swej woli wyrzekli ku chwale Bożej. – A ja z tobą, ojcze czcigodny, zgodzić się nie mogę – żywo odpowiedział Mitrofaniusz. – Po mojemu mnich powinien być żywszy od każdego świeckiego, bo to on właśnie żyje prawdziwym, to jest duchowym życiem. I ojciec do swoich podopiecznych też powinien z szacunkiem się odnosić, bo każdy z nich posiada wzniosłą duszę. A tu się ich do ciemnicy sadza, głodem morzy i jeszcze, powiadają, po mordach okłada. – Władyka zerknął na dorodnego zakonnika, który siedział na prawo od archimandryty. Polina wiedziała, że jest to http://www.grzejnikidekoracyjne.edu.pl/media/ z kilofa – płacisz piętnaście kopiejek. Chcesz zabrać ze sobą święty kamień – zważ i zabieraj, po dziewięćdziesiąt dziewięć kopiejek funt. W ten sposób Witalis powolutku oczyszcza do niczego niezdatną działkę, a skarbiec klasztorny ma dochód. Nieźle pomyślane, co? Albo woda. Cała kompania mnichów rozlewa tutejszą studzienną wodę w butelki, kapsluje, nakleja etykietki „Nowoararacki święty płyn pobłogosławiony przez najczcigodniejszego ojca Witalisa”, potem tę H2O hurtem przesyła na ląd, do Pitra, a zwłaszcza do nabożnej Moskwy. A w Araracie dla wygody pielgrzymów urządzono cud nad cudy, dziw nad dziwy, nazywa się to „automaty z wodą święconą”. Stoi sobie drewniany pawilon, a w nim przemyślne maszyny, wynalazek tutejszych Kulibinów. Wpuszcza człowiek w szparę piątaka, moneta pada na klapkę, uchyla się membranka i do kubka spływa święty płyn. Jest i coś droższego: za dziesiątaka dolewa się jeszcze syropu malinowego, szczególnie

– Stratowałaś miejsce zbrodni – poprawił ją kąśliwie. – Mój Boże, wpuściłaś sanitariuszy. Nigdy nie widziałaś ich w akcji? Trzeba było jeszcze zaprosić straż pożarną i wyprawić przyjęcie. – Kazałam Waltowi zaczekać. A on się nie zastosował do mego rozkazu, za co Bradley Brown jest mu zapewne bardzo wdzięczny. – Brown mógł i tak przeżyć. Sprawdź – Ale to jeszcze nie najważniejsza moja wieść. – Biskup klepnął Berdyczowskiego w kolano, ten wzdrygnął się i płaczliwie zmarszczył. – Chłopczyk ci się urodził, syn! Zdrowiusieńki, i Masza też jest zdrowa. – To bardzo dobrze, kiedy wszyscy są zdrowi. – Podprokurator skinął głową. – Bez zdrowia nic nie daje szczęścia, ani sława, ani bogactwo. – Już nawet imię wybraliśmy. Pomyśleliśmy, pomyśleliśmy i nazwaliśmy... – Mitrofaniusz zrobił znaczącą pauzę – Akakiuszem. Będzie teraz Akakiusz Matwiejewicz. Złe imię? Matwiej Bencjonowicz zaaprobował również imię. I znów zapadła cisza. Teraz obaj milczeli z pół godziny, nie mniej. Widać było, że Berdyczowskiemu to nie ciąży. Patrzył prosto przed siebie, prawie bez ruchu. Dwa razy, kiedy poruszył się Mitrofaniusz, przeniósł na niego wzrok i uśmiechnął się życzliwie. Nie wiedząc, jak przebić się przez głuchą ścianę, archijerej zaczął rozmowę o rodzinie –