jeszcze jeden podejrzany: Shep.

- Moją ulubienicą była Nadia Comaneci - powiedziała zwyczajnie. Quincy wsunął dłonie pod jej bluzkę. Skóra Rainie była ciepła i jedwabista, napięta na brzuchu i w talii. Głaskał jej boki, tymczasem ona niecierpliwie ocierała się o niego. - Ulubionym kim? - mruknął. - Gimnastyczką. - Racja. Tak. Mmm... Nie zdjął z niej bluzki. Znowu zaczął całować jej usta, które teraz były rozwarte, czekały na niego. Po chwili całował już jej policzek, a potem krawędź ucha. Rainie odwróciła głowę, szukając ustami jego ust. Przylgnęła do niego całym ciałem. Przesunął dłońmi w górę jej pleców, znalazł zapinkę biustonosza i rozpiął go. - Myślałam, że takie rzeczy robi się jedną ręką- wyszeptała Rainie. - Wyszedłem z wprawy. Następnym razem przypomnij mi, to spróbuję się popisać. - Quincy? - odezwała się łagodnie. - Może... Może jednak pójdziemy do łóżka? Nie potrzebował drugiej zachęty. Wziął ją na ręce i skierował się w stronę królewskiego łoża. W ostatniej chwili potknął się na jej butach. Polecieli spleceni http://www.guzmet.com.pl – Witaj, Lorraine – odezwał się uprzejmie. – Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko mojej wizycie, ale zmęczyły mnie już te podchody. – Świetnie. Wstań, to cię zastrzelę. – Lorraine – rzucił jej zirytowane spojrzenie. – Niczego się nie nauczyłaś czternaście lat temu? – Owszem – odparła szczerze. – Żeby nie czekać tak długo. I przyznać się od razu... to lepsze dla zdrowia. Richard Mann uśmiechał się do niej czarująco. Miał na sobie czarne dżinsy i czarny golf, przez co jego sylwetka rozmywała się trochę w zapadającym zmierzchu. Brązowe włosy ufarbował na blond, podobnie jak brwi i rzęsy. Efekt był zdumiewający – z młodego konserwatysty zamienił się w gwiazdę rocka. Rainie rozumiała, co to znaczy. Richard nie zamierzał dalej odgrywać roli psychologa szkolnego w Bakersville. Tutaj została mu jeszcze tylko jedna sprawa do załatwienia.

nad tym, żeby stać się lepszym człowiekiem. Na krótko przed wypadkiem naprawdę starał się nawiązać nieco bliższy kontakt z Mandy. Teraz próbował 39 z drugą córką, chociaż Kimberly zdawała się zwyczajnie ignorować jego telefony. W poprzednim miesiącu pojechał do domu starców na Rhode Island, gdzie spędził popołudnie ze swoim osiemdziesięcioletnim ojcem, którego Sprawdź A może próbkę mojego pisma? - Zaburzenia urojeniowe, mania wielkości - odparł Quincy. Mężczyzna zaśmiał się. - Jakby bycie Pierce'em Quincym było czymś szczególnie wielkim! Twoja córka nie żyje, twoja żona nie żyje, a twojego ojca nigdzie nie można znaleźć. Jakoś nie wydajesz się wielki. - Ja nie mam żony - rzucił Quincy. - Więc była żona - łaskawie przyznał rozmówca. - Umniejszasz jej znaczenie, chociaż już odeszła. Jesteś zimny drań. - Czego chcesz? - Quincy przyłożył słuchawkę do drugiego ucha. Zauważył spojrzenie Rainie i wykonał dłonią okrężny ruch. Natychmiast skinęła i nago wyślizgnęła się z łóżka, żeby poszukać magnetofonu. - Nie chodzi o to, czego chcę, tylko kogo chcę. Ale wszystko w swoim