Lisa Jackson INTYMNOŚĆ

Dziwne. Czemu użył słowa „wojna" jako przenośni? A może właśnie ono tu pasowało? Odwracając się do słońca, próbując znaleźć an43 287 w czymś oparcie (bo wszystko wokół zdawało się kołysać), Milla powiedziała: - Czemu faceci zawsze „dają sobie odciąć lewe jajo", a nigdy prawe? Coś jest nie tak z tym lewym? A może prawe jest ważniejsze? - Źle nas oceniasz - Diaz przymknął oczy, a na ustach znów zagościł mu lekki uśmiech. - Mężczyzna traktuje oba swoje jaja z równą atencją. - W takim razie czuję się zaszczycona twoją poprzednią uwagą. - Ale nie zainteresowana. W tym właśnie miejscu mogła jeszcze spokojnie powiedzieć „nie" i bezboleśnie zakończyć sprawę. Zamiast tego, nie mogąc zmusić się do kłamstwa, Milla zamknęła oczy i pozwoliła zapaść niezręcznej ciszy Poczuła jakiś ruch w pobliżu, Diaz wsparł się na łokciu, nachylił nad nią i przesłonił jej słońce. http://www.iapteki.pl dziury w drzwiach zakryto kartonem przytwierdzonym taśmą samoprzylepną. Diaz zapukał w przegniłą framugę. Ze środka dobiegło szuranie, potem drzwi uchyliły się na centymetr i przez szparę spojrzało na nich ciemne oko. Jego właścicielka wydała z siebie stłumiony pomruk, najwyraźniej rozpoznając przybysza. - Lola Guerrero - powiedział twardym i rozkazującym tonem. - Si - odparła kobieta ostrożnie. Diaz wyciągnął rękę i pchnął drzwi do środka. Lola wydała z siebie pisk protestu i cofnęła się o kilka kroków. Mężczyzna tylko zajrzał do wnętrza, pozostając na progu, gospodyni zawahała się. Diaz milczał. I czekał. Światło w domku było słabe, przyćmione, ale mimo to Milla zauważyła ciekawskie spojrzenia, które rzucała na nią Lola.

pociągał za spust. Powstrzymała go tylko myśl o reakcji Milli an43 234 obryzganej resztkami mózgu starej Meksykanki. Opanował się więc, choć wiedział, że Lola bezbłędnie wyczytała z jego oczu szczerą Sprawdź zlokalizować. Mógł się też mylić: teoretycznie, bandyci mogli wycinać organy gdziekolwiek, praktycznie w dowolnym miejscu. Ostatecznie nie potrzebowali niczego oprócz skalpela i sporej ilości lodu. Ktokolwiek zajmował się pobieraniem organów, musiał jednak znać się na rzeczy, chociażby po to, by nie uszkodzić cennego towaru. Niekoniecznie musiał to być lekarz, wystarczyłby ktoś z pewnym przeszkoleniem medycznym. Diaz myślał o nim jednak jako o „Doktorze". To pomagało uporządkować myśli. Doktor mógł być szefem całego gangu - któż inny miałby dojścia do listy oczekujących na przeszczep, do nazwisk na niej umieszczonych, do ludzi, którzy mieli wystarczająco dużo pieniędzy, by załatwić sobie prywatną transplantację?