że zmrużyła oczy.

Czarne oczy młodego mnicha aż zapłonęły. – Ach, gdybym ja na świętego starca choć jednym oczkiem mógł spojrzeć! – Siedź, czekaj. Bywa, że na brzeg sobie wyjdzie, ale rzadko, siły już nie te. Ani chybi, wyniesie się niedługo. Pelagiusz nachylił się do przewodnika i zaszeptał: – A ja bym z bliska, co? Zawiózłby mnie ojciec na wyspę, wiek cały bym się za niego do Pana Boga modlił. Kleopa odepchnął z lekka chłopca, odwiązując koniec liny. – Patrzcie tylko, czego się zachciało! Za to wiesz, co robią? – Całkiem nijak nie można? – cichuteńko spytał rudzielec i pokazał wystający z białej piąstki skrawek papierka. Brat Kleopa przyjrzał się – nic, tylko rublówka. – Nie wolno – westchnął z żalem. – Dowiedzą się – pewna ciemnica. Tydzień albo i dwa. A ja o chlebie i wodzie siedzieć nie mogę, od wody łeb mi puchnie. – Kiedy ja słyszałem, że niby takie teraz czasy, że oprócz ojca tak czy inaczej nikt na wyspę pływać nie śmie. Nie posadzą ojca do komory. A zresztą jak się dowiedzą? Tu przecież nikogo nie ma. I papierek swój wprost do ręki podsuwa, kusiciel. Wziął Kleopa rubelka, obejrzał, zamyślił się. A tu nagle i drugi papierek wyrósł, jakby sam z siebie. http://www.lagodnarehabilitacja.info.pl władz gubernialnych nowoararackimi cudami, archimandryta powiedział pochmurnie: – Człowiek ze mnie bezpośredni. Pisz pan potem donosy, jakie tylko chcesz, mnie to nie nowina. Ale swojego długiego nosa w nasze kościelne sprawy proszę mi nie wsuwać. Samobójstwo – niech tam. Grzeb pan w tym paskudztwie, ile chcesz. Reszta to sprawy nie na pańską głowę. – To znaczy... jak to? – Podprokuratora aż zatkało z oburzenia. – Z jakiej racji ojciec mi nakazuje, czym mam... – Z takiej – przerwał mu ojciec Witalis – że tu, na wyspach, ja wszystkim rządzę i odpowiadam za wszystko także ja. Tym bardziej w sprawach tyczących się ducha. Do takich materii narodowość pańska nie pasuje. I uważam za afront ze strony zwierzchności, że takiego śledczego przysłała do Araratu. Tu potrzebne jest serce wrażliwe, swoje, wiary pełne, a nie... Przeor nie dokończył i splunął. To było najbardziej obraźliwe.

– Izolacja nie jest ochroną – szepnął. Ale czy on sam nie zrozumiał tego za późno? Posesja Connerów pogrążona była w ciemnościach. Rainie zawsze zapominała zostawić światło na zewnątrz, więc teraz jej dom był prawie niewidoczny wśród drzew. Zaparkowała na piaszczystym podjeździe i na oślep trafiła kluczem w zamek. Weszła do środka. Nikt jej nie witał. Tak urządziła sobie życie, ale tym razem pustka tylko pogłębiła jej przygnębienie. Sprawdź Becky spuściła wzrok. – Wszystko w porządku, kochanie. Już będzie dobrze. Jesteś bezpieczna. – Rainie zerknęła na pozamykane klasy. – Nikt cię nie skrzywdzi. Muszę tylko wiedzieć, kto to zrobił. Pomożesz mi, Becky? Becky O’Grady pokręciła głową. – Zastanów się, słoneczko. Zastanów się. Mijały kolejne minuty. Dziewczynka wciąż milczała. W końcu odwróciła się i zwinęła w kłębek. Rainie ogarnęła całkowita bezradność. Tymczasem Walt i Emery przenieśli Bradleya na łóżko. Koszula Chucka przytrzymywała grubą warstwą chusteczek na piersi rannego. Twarz woźnego wciąż była sino-blada, ale wydawało się, że rannemu łatwiej oddychać. Jeden punkt dla chłopców z pogotowia. Rainie rozejrzała się. Walt w poszukiwaniu chusteczek wyrzucił połowę zawartości schowka na korytarz. Na podłodze pełno było rozniesionych butami śladów krwi. Drzwi do