– Nie z powodu wielorybów, tylko jednego wieloryba. Wąsaty łódkę ogonem rozwalił.

z kanapką w ręku. Nie opuszczała sekretariatu, który łączy się z gabinetami psychologa i Vander Zandena, aż padły pierwsze strzały. Powiedziała też, że według dobrze poinformowanych plotkarskich kręgów, między szkolnym psychologiem a panną Avalon nic nie było. – Czy to nie dziwne? – odezwał się Sanders. – Oboje młodzi, oboje obcy w tym mieście. Przynajmniej mogliby się zaprzyjaźnić. – Jasne, czemu nie? – zgodziła się Rainie. – Chyba że Vander Zanden od razu wkroczył do akcji i Avalon straciła zainteresowanie nowymi znajomościami. Nie wiem. Jeszcze popytam, ale nie robię sobie większych nadziei. W skali jeden do dziesięciu, gdzie dziesięć oznacza sukinsyna, którego zapuszkujemy do końca życia, daję Richardowi Mannowi trzy punkty, chociaż nie mam na niego nic konkretnego. Tyle tylko, że zataił przed nami pewne informacje. – Rainie wzruszyła ramionami. Robiła co mogła, ale na razie nie bardzo miała się do czego przyczepić. – A co z dyrektorem Vander Zandenem? Sanders? – Nadal bez zmian – poinformował detektyw, otwierając kolorową teczkę, i też rozdał wszystkim teksty przesłuchania. Rainie zauważyła, że jego notatki są drukowane... Ładną czcionką. – Alibi Vander Zandenowi na czas strzelaniny daje również szkolna sekretarka, Marge. Twierdzi, że widziała, jak Vander Zanden wszedł do swojego gabinetu i zamknął drzwi. Było to pod koniec przerwy obiadowej. Kilka minut później, kiedy padły strzały, wybiegł z gabinetu i dołączył do Marge na korytarzu. – Facet jest czysty – uznał Luke. http://www.landb.pl/media/ chodnik, zaciągnęła ręczny hamulec i wmieszała się w tłum. Co za piekielny hałas! Wycie starej karetki Walta. Krzyki dzieci: „mamo”, „tato”, podniesione głosy dorosłych. Słyszała syreny policyjne i ryk silników. Nagle dobiegł ją rozdzierający, głośny lament, jakby którejś matce pękało z bólu serce. Sandy miała wrażenie, że krew krzepnie jej w żyłach. To nie mogło się dziać naprawdę. Nie w Bakersville. Nie w szkole Danny’ego i Becky. Boże, czy ktoś nie może tego przerwać? Brnęła przez morze ludzi i samochodów. Nie wiedziała, dokąd iść. Przepychała się w stronę białego budynku. Musi podejść jak najbliżej. Gdzie są jej dzieci? Gdzie mąż? Czy ktoś jej w końcu powie, co ma robić? Zobaczyła przed sobą policjanta w mundurze z okręgu Cabot. Wyglądało na to, że jednocześnie próbuje usunąć ludzi z terenu szkoły i dowiedzieć się, kto tu dowodzi. Nikt nie potrafił mu odpowiedzieć. Rodzice chcieli tylko znaleźć swoje dzieci.

Już ona mu pokaże. Do diabła, właśnie rzuciła w niego strzelbą i teraz miała do obrony tylko gołe ręce i swój słuszny gniew. Aha, i mały nożyk do obierania owoców. Zaczęła się śmiać. Nie wiedziała, jak do tego doszło. Stała z rozstawionymi nogami i zaciśniętymi pięściami, gotowa do walki, a teraz śmiała się jak szalona. Co matka wykrzyczała do niej tamtego dnia? No to ściśnij go za jaja, złotko. To zawsze skutkuje. Sprawdź Zrobił kolejny krok. – Oczywiście, że tego chcesz. Zabijanie wchodzi w krew. Pierwszy raz jest trudny, potem idzie już dużo łatwiej. Czytałem, że w mózgu wydzielają się wtedy jakieś substancje. Żadna używka temu nie dorówna. Wierz mi, wiem coś o tym. – Ani kroku dalej! – Daj spokój, Lorraine. Po prostu pociągnij za spust. Rozmawiałaś z Dannym. Znasz to przyjemne uczucie. Nienawidzisz mnie. Nienawidzisz, bo manipulowałem twoim pupilkiem. Nienawidzisz, bo pomogłem mu zabić te dziewczynki. Nienawidzisz, bo przywróciłem przeszłość twoim snom. Tak, obserwowałem cię, kiedy spałaś. Wiem, że wszystko wróciło. Więc pociągnij za spust, Lorraine. Zrób to jeszcze ten jeden słodki, upajający raz. Pamiętasz tamto poczucie siły. Delektuj się swoim gniewem. – Cholera jasna. – Opuściła broń niżej i kiedy zrobił kolejny krok, strzeliła mu w kolano. Automatyczny pistolet wydał z siebie tylko puste, ciche stuknięcie. Richard roześmiał się.