Richard nie może tego zrobić.

- Zaraz będę - obiecuje jej mąż. Laura jest przygnębiona, ale dostrzega sympatię w jego oczach i uśmiecha się nieśmiało. - Masz na imię, Laura, prawda? Jego żona ani jej o to nie zapytała, ani prawdopodobnie nie zadała sobie trudu, by zajrzeć do zlecenia z agencji i sprawdzić jej imię i nazwisko. Dziewczyna kiwa głową. - Jest sobota - mówi mężczyzna. - Dziś pewnie nic nie uda mi się załatwić, ale w przyszły weekend w pokoju Grace będzie drążek do ćwiczeń. Laura nie wierzy własnym uszom. - Ale... ale... - duka. - Nie martw się - uspokaja ją pan Greenwood. - Załatwię to z żoną. Ucz dalej Grace kręcenia tych... Jak wy to nazywacie? - Tours - podpowiada mu Laura. - No właśnie. A w przyszłym tygodniu będziecie miały drążek. Dopiero teraz zdaje sobie sprawę, że nie potrafiłaby wytłumaczyć Grace, dlaczego nie może dalej uczyć jej tańca. I jest niezmiernie wdzięczna tacie dziewczynki, że nie będzie musiała jej rozczarować. - Grace będzie szczęśliwa - mówi, uśmiechając się szeroko. - Grace już jest szczęśliwa - prostuje pan Greenwood. - Nie mogła się doczekać weekendu. Wiem, że bywa nieznośna... - Jest fantastyczna - przerywa mu Laura i wcale się przy tym nie czuje jak wazeliniara, gotowa pochwalić nawet najwstrętniejszego bachora, byleby się przypodobać jego rodzicowi. Kiedy rozstaje się z panem Greenwoodem i idzie korytarzem na pierwszym piętrze, zastanawia się, czy nie pośpieszyła się z chwaleniem jego córki. Nie pośpieszyła się. Gdy wchodzi do pokoju, Grace rzuca się Laurze na szyję, przywiera do niej swoim drobnym ciałkiem i długo nie może się oderwać. 15 W sobotę wieczorem dzwoni Lynn, asystentka Juliena Rousselina z informacją, że nastąpiły zmiany w grafiku i próba z udziałem Laury odbędzie się nie - jak wcześniej było zaplanowane - w niedzielę rano, lecz w poniedziałek wieczorem po lekcji. Laury wcale to nie martwi. Miniony tydzień był ciężki. Dzień przerwy dobrze jej zrobi. W niedzielę śpi do dziewiątej, nie śpieszy się ze zjedzeniem śniadania. Po kilku dniach ma wreszcie czas, żeby porozmawiać z rodzicami, a przed wyjściem z domu wybiera kilka płyt, które mogą się przydać do ćwiczeń z Grace. W pokoju małej jest sprzęt do odtwarzania muzyki, o którym pewnie by marzył niejeden didżej, i mnóstwo płyt, ale żadna z nich nie nadaje się do lekcji baletu klasycznego. http://www.maestroinowroclaw.pl chłopakami. To nie należało do jej obowiązków... Musi się znaleźć jakieś inne rozwiązanie. Wściekła rozejrzała się dookoła i napotkała wrogie spojrzenie Małego Jacka. Odwróciła się i oto miała JEDNA DLA PIĘCIU 25 przed sobą dwulatka. Z kciukiem w buzi, wciąż tuląc kocyk, patrzył na nią największymi i najsmutniejszymi brązowymi oczami, jakie w życiu widziała. Serce stopniało jej błyskawicznie. Znała to uczucie. Tak zawsze się czuła, kiedy spotkała bezdomnego kota albo psa. To przez tę słabość sprowadzała do domu niezliczoną menażerię. Jak mogła odejść i zostawić te maluchy bez opieki?

pani Lightfoot, pani Kern, pani Brown, pani Bowman, pani Smith i pani Pringle - zakończył wręczając jej wytartą szklankę. - Brakuje chyba pani Brannan - zauważyła Malinda. - Zgadza się, ale ona się nie kwalifikuje. Zakłopotana tą pełną zagadek rozmową Malinda Sprawdź i miłosne obietnice, które rozgrzewały te części jej ciała, których ręce nie mogły dotknąć. Zabrał ją w podróż, którą znają tylko zakochani. Ścieżkami usłanymi miękkimi, pachnącymi płatkami kwiatów. Na szczyty tak wysokie, że zapierało jej dech w piersiach. Na przejażdżki po puszystych JEDNA DLA PIĘCIU 133 chmurach zawieszonych ponad światem, w dół ośnieżonymi zboczami gór. Wszystkiego tego doświadczyła w jego ciepłych i bezpiecznych ramionach. Kiedy wydawało jej się, że widziała już wszystko, że zasmakowała wszystkich przyjemności miłości, z oczami zatopionymi w jej oczach wszedł w nią