– Zwykle nie panuje tu rano aż taki chaos, lecz obecnie dzieci mają

– Spokojnie, słoneczko. Weź się w garść i nie patrz w tamtą stronę. – Wziął ją pod brodę i zmusił, by na niego spojrzała. – No, kotku. Wiesz, że nie mógłbym cię skrzywdzić. Gdzie jest Julianna? Usłyszawszy imię swojej dziewiętnastoletniej córki, Sylwia szarpnęła się do tyłu, zerknęła na leżącego obok faceta, który właśnie przestał rzęzić, a potem na Johna. Widział, że próbuje zapanować nad wzburzonymi emocjami. – Wie... wiem wszystko – wyjąkała. – To dobrze. – Usiadł przy niej na łóżku. – Więc rozumiesz, że muszę ją znaleźć. Zaczęła trząść się tak gwałtownie, że wyczuł ruch materaca. Prawą rękę uniosła do ust. – I... ile, John?! Ile miała lat, kiedy pierwszy raz zakradłeś się do jej łóżka?! Uniósł brwi, zdziwiony i rozbawiony tym wybuchem wściekłości. – Próbujesz zgrywać teraz dobrą matkę? Nie pamiętasz, jak chętnie pozbywałaś się jej z domu, zadowolona, że twój kochanek ma ochotę odegrać rolę czułego tatusia? Przynajmniej miałaś trochę czasu dla siebie, co? – Ty sukinsynu! – Ścisnęła w dłoni wymięte prześcieradło. – Wcale http://www.maszynadoszycia.net.pl przy wejściu. – Ten facet szuka Julianny. Mówi, że odziedziczyła kupę szmalu. Nie wiesz, gdzie ona mieszka? – Nie wiem i nic mnie to nie obchodzi. – Kobieta z niesmakiem skrzywiła pomalowane na jaskrawy kolor wargi. – Księżniczka myślała, że jest lepsza od nas wszystkich, a sama była nie lepsza od dziwki, bez faceta i z wielkim brzuchem. John poczuł palący gniew i zmrużył oczy. Nie mógł pozwolić, żeby taka kreatura mówiła w ten sposób o jego Juliannie. – Mogę panu podać jej stary adres – zaproponował Buster. – Dziękuję. To może pomóc. Boudreaux wyszedł na zaplecze i po chwili wrócił ze swoją wizytówką. Na jej odwrocie zapisał adres Julianny.

Nerwowo wyjmuje komórkę z kieszeni, naciska przycisk ze słuchawką i przykłada ją do ucha, pewna, że zaraz zmrozi ją zimny głos pani Greenwood. Zamiast zimnego głosu pani słyszy jednak przyjemny, niski głos jej syna. - Jenny przekazała mi, że masz jakiś problem - mówi Simon. - To prawda. Ale ty mi w nim raczej nie pomożesz. - Skąd wiesz? - Simon, muszę porozmawiać z twoją mamą. - Nie ma jej, ale jeśli powiesz mi, o co chodzi, może coś wymyślę. W ciągu ostatnich tygodni, za każdym razem, kiedy przychodziła opiekować się Grace, trafiała im się okazja do rozmowy. Przy którejś z takich okazji Laura opowiedziała mu o przedstawieniu baletowym, w którym ma wystąpić. Nie jest pewna, czy chłopak nie puścił tego mimo uszu, więc na wszelki wypadek zaczyna wyjaśniać wszystko od początku. Simon przerywa jej po kilku słowach. - Pamiętam. Mówiłaś mi o premierze Giselle, która ma się odbyć w sobotę za tydzień. Jest jej przyjemnie, że pamięta i tytuł baletu, i datę premiery. - Rozmawiałem nawet o tym z mamą - ciągnie Simon. - Wspomniałem jej, że tego dnia raczej nie będziesz mogła się zaopiekować Grace. Sprawdź Westchnęła cicho, przyglądając się sobie w lustrze. Ogarnęło ją okropne poczucie nieuchronnego końca. Jej czas pobytu u Montague’ów już niemal upłynął – a jeszcze gorsza była świadomość, że niebawem dzieci będą musiały przywyknąć do innej opiekunki. Chociaż powiedziała Freyi, że być może zostanie trochę dłużej, jednak byłoby to tylko przewlekaniem męki. Pora rozpocząć poszukiwanie tego nieznanego nieuchwytnego celu w życiu, który da jej poczucie spełnienia. Opaliła się, to też niemal w ogóle nie musiała stosować makijażu. Umalowała tylko lekko usta i nałożyła trochę różu na policzki. Włosy upięła wysoko w węzeł, zostawiając jedynie parę luźnych kosmyków, a na koniec skropiła się odrobiną perfum. Było już po dziewiątej, gdy Theo delikatnie zapukał do jej