chciał dać jej satysfakcji, dlatego wypił kawę na górze, a następnie zszedł poszukać pana

Trening, który przeszła w CIA nauczył ją spostrzegawczości. Jednym spojrzeniem ogarniała teren, notowała w pamięci szczegóły tak, by mieć opracowaną trasę ewentualnej ucieczki. Popatrzyła na inne kobiety z dziećmi zajęte zakupami. Jeszcze niedawno pomyślałaby, że prowadzą nudne życie. Dziś im zazdrościła, zaczęła bowiem wątpić, czy praca w CIA naprawdę daje jej szczęście. Zrozumiała, że przestała czuć się szczęśliwa, gdy zakochała się w mężczyźnie, który towarzyszył jej dziś na zakupach. Nie oczekiwała, że się zakocha, a jednak tak się stało. Myśl, że będzie musiała opuścić Bryce'a i jego dziecko, sprawiała jej ból. Nie kontaktowała się ze swoim szefem w CIA, ponieważ wcale nie chciała wiedzieć, czy Mark został schwytany. Oznaczałoby to przecież konieczność powrotu do pracy. Dziecko zaczęło marudzić, więc sięgnęła po opakowanie krakersów i dała je małej. - Całe pudełko? - zdziwił się Bryce. - To nagroda za dobre zachowanie podczas zakupów. Przecież już skończyliśmy. Bryce odetchnął z ulgą, a Klara wzięła go pod ramię. - Biedaku, ty też chcesz nagrodę? Zachowywałeś się lepiej niż Karolina? A może, za dużo płakałeś? Bryce roześmiał się, a Klara zaczęła wykładać zakupy na pas transmisyjny przy kasie. Kilka minut później byli już na zewnątrz. Karolina zajadała krakersy. Klara uznała, że mała zjadła już wystarczająco dużo, wyciągnęła więc rękę, by zabrać jej pudełko. Nagle rozległo się coś przypominającego wystrzał. Klara instynktownie rzuciła się na wózek i pchnęła go całym ciałem między dwa samochody. Zderzyła się przy tym z Bryce'em, który zrobił to samo. Gdy rozejrzeli się wkoło, zorientowali się, że strzelił gaźnik czyjegoś samochodu. Klara odetchnęła głęboko i sprawdziła, jak się czuje dziecko. Mała spokojnie jadła swoje krakersy. Bryce stał przy samochodzie i przyglądał się jej badawczo. - O co chodzi? - spytała, otwierając bagażnik. - To było profesjonalne zachowanie obronne. Uczono mnie go w siłach specjalnych. A ty gdzie się nauczyłaś? ROZDZIAŁ DZIESIĄTY - To chyba zwykły instynkt macierzyński. - Klara wzruszyła ramionami. - Większość ludzi najpierw sprawdziłaby, co się dzieje, a nie osłaniała dziecko przed kulą własnym ciałem. - Nie należę do zwyczajnej większości. Zapomniałeś, że pracowałam w ambasadzie? O jakiej kuli mówisz? Przecież to czyjś gaźnik się zakrztusił - powiedziała Klara, wkładając zakupy do bagażnika, gdy Bryce ciągle stał bez ruchu, obserwując ją uważnie. http://www.meble-biurowe.info.pl Rozejrzała się dokoła, by odpędzić niemiłe myśli. Kuchnia była duża, utrzymana w biało - zielonych i brzoskwiniowych barwach. Wyglądała jak przeniesiona z luksusowego magazynu poświęconego urządzaniu wnętrz. - Gotujesz? - spytał Bryce. - Oczywiście. Czemu pytasz? - Gotowanie to ostatnia rzecz, jakiej bym się po lobie spodziewał. Klara poczuła, że serce zabiło jej mocniej. - A ja nie wyobrażałam sobie ciebie w roli ojca. - Żadnych oczekiwań, pamiętasz? Jakże mogłaby zapomnieć? Przecież tak się umawiali. Bryce ruszył do przodu, a ona podążyła za nim z Karoliną na rękach. Pokazał jej salon i jadalnię na parterze. Potem znaleźli się w holu, z którego prowadziły schody na piętro. - Tam są sypialnie, łazienki, a także biblioteka - powiedział. Dziewczyna z podziwem oglądała rzeźbione drewniane sufity, obrazy na ścianach. Stary dom miał swój urok właściwy dawnym posiadłościom plantatorów. Pomyślała, że odkąd pracuje w CIA, właściwie nie ma żadnego miejsca, które mogłaby nazwać swoim domem. Przeszli znowu do kuchni, a potem do pokoju Karoliny. Bryce otworzył drzwi na taras i puszczając ją przed sobą, rzekł: - Witaj w Zakolu Rzeki.

- Nie zamierzałam cię krytykować... ja tylko... chciałabym... chciałabym być twoją przyjaciółką, bardzo, Glorio. Gloria patrzyła na nią przez chwilę, po czym odwróciła głowę i zaczęła bawić się zamkiem swojej torebki, otwierając go i zamykając nerwowo. Może dlatego, żeby nie wybuchnąć głośnym śmiechem? Liz łzy zakręciły się w oczach. Po co wyskoczyła z tą głupią deklaracją? „Chciałabym być twoją przyjaciółką...”. Żałosne słowa. Wbiła wzrok w podłogę. Zaraz się rozpłacze jak małe dziecko. Przełknęła z trudem ślinę i cofnęła się w kierunku drzwi. - Zapomnij o tym, co powiedziałam. To było... głupie. Do zobaczenia. Sprawdź Cały czas zastanawiał się, jak udobruchać matkę, jak ją przekonać, żeby Tina zatrzymała się u nich przynajmniej na kilka dni. Bał się, że rozwścieczona jego eskapadą, Lucia nie będzie chciała go słuchać. Przed oczami widział twarz dziewczyny, słyszał jej błagania, żeby nie zostawiał jej samej. Nerwowo zaciskał i rozkurczał palce. Powinien był zabrać ją ze sobą do domu, prośbą i groźbą zmusić matkę, by dała jej schronienie. Lucia Santos miała miękkie serce. Wystarczyłoby jedno spojrzenie w przerażone oczy Tiny, a na pewno by uległa. Zwolnił. Chciał wracać do starej szkoły, ale rozmyślił się po chwili. Prawie świtało. Tina powinna być bezpieczna w swojej kryjówce. Spróbuje najpierw ułagodzić matkę i rano pójdzie po dziewczynę. Skręcił z Dauphine Street w jakiś zaułek i po chwili był na Ursuline, dwie przecznice od domu. Dostrzegł w oddali trzy wozy policyjne i karetkę. Stały w pobliżu ich kamienicy. Zwolnił, zmrużył oczy. Nie w pobliżu, tylko dokładnie pod ich kamienicą. Pod jego domem. Rzucił się biegiem w tamtą stronę. Policja ogrodziła teren taśmą. Pomimo wczesnej godziny wokół zebrał się wianuszek gapiów. Dostrzegł wśród nich sąsiadkę z parteru. - Co się stało? - zagadnął, z trudem chwytając powietrze. - Nie wiem. - Starsza pani zmierzyła go podejrzliwym spojrzeniem. - Ktoś nie żyje. Chyba morderstwo. - Kto? - Santos czuł, jak wzbiera w nim panika. Serce zaczęło bić niespokojnie. Sąsiadka wzruszyła ramionami i zapaliła papierosa. - Nie mam pojęcia. Może nikt. Widząc, że niczego się nie dowie, zaczął rozglądać się za matką. Liczył, że dojrzy ją pomiędzy gapiami, ale nie - nigdzie nie mógł jej dostrzec.