- Szlag by to trafił. Kim ty jestes, ¿eby bawic sie w Boga?

drugiej stronie kabiny. Znowu byli sami. W małym, zdecydowanie zbyt intymnym pomieszczeniu. Marla starała sie nie myslec o tym, jak seksowny i meski jest brat jej me¿a. Nick był mocniej zbudowany ni¿ Alex i zapewne od niego silniejszy. Obnosił te swoja mine, która całemu swiatu mówiła „nic mnie to nie obchodzi”, jak odznake albo identyfikator. Intrygował ja, do diabła. Alex, wykształcony i obyty, z wdziekiem zabawiał klientów z całego swiata, odnoszac spektakularna sukcesy w interesach. Nick, jak sie domyslała, był raczej typem samotnika, człowieka, który lepiej czuje sie sam ni¿ w tłumie. - Dlaczego tu przyjechałes? - spytała, kiedy winda zatrzymała sie na trzecim pietrze. - To znaczy... nie do domu, ale w ogóle, do San Francisco. - Myslałem, ¿e wiesz. Alex uwa¿a, ¿e firma potrzebuje pomocy. -Zmru¿ył oczy. - Przynajmniej tak mówi. 207 - Ale ty mu nie wierzysz? - spytała, idac obok niego korytarzem otaczajacym klatke schodowa. Zza zamknietych drzwi pokoju Cissy dochodziła głosna http://www.medycyna-estetyczna-waw.com.pl 189 Drzwi frontowe zamkneły sie cichym trzaskiem i Eugenia wróciła do holu, spogladajac na Marle surowo, jakby była nauczycielka, a jej synowa niegrzeczna uczennica, przyłapana na sciaganiu. - Dzwoniłam wielokrotnie, ale za ka¿dym razem słyszałam, ¿e to niemo¿liwe. Nick poradził mi jednak, ¿ebym próbowała dalej i... Pan Bóg musiał wysłuchac moich modłów. Jak sie czujesz? - spytała Cherise głosem pełnym troski. - Lepiej. - Marla znów napotkała pełen dezaprobaty wzrok tesciowej, ale postanowiła nie zwracac na Eugenie uwagi. Na górze zaczał płakac James. - Wiem, ¿e jest ci cie¿ko - mówiła Cherise. - Te

kopyta i zaczęła się piąć po wzgórzu, żeby jak najszybciej wrócić do stajni. Obejrzawszy się przez ramię, Shelby po raz ostatni ujrzała ciemną sylwetkę Nevady. Potem w ulewnym deszczu straciła go z oczu. Nadeszła pora powrotu do domu. 73 - No, dalej. - Poklepała klacz, kiedy dotarły na wzgórze. Sprawdź rozpętało się prawdziwe piekło. Skończył rozdzielać paszę, sprawdził wodę w korytach i wszedł z powrotem do domu, a za nim przybiegł Crockett. Nie mógł teraz myśleć o Shelby, a przynajmniej nie w taki sposób. Za dużo miał roboty. Ściągnął ubranie i wziął zimny prysznic, jeśli na taką nazwę zasługiwała strużka wody skapująca z sitka. O tej porze roku na studni raczej nie można było polegać; Nevada pomyślał, że przydałoby się wywiercić jeszcze jedną. W ciągu dwudziestu minut wytarł się, spryskał dezodorantem i wodą kolońską, włożył czystą koszulę i dżinsy i pomaszerował do swojego pikapa. Wciąż nie odstępowało go wspomnienie Shelby Cole, tak jak wciąż czuć było zapach jej perfum w domku. Postanowił sobie jednak, że nie będzie o niej myślał, przynajmniej na razie. Musiał się uporać z ważną sprawą. Czy jej się to podobało, czy nie, zamierzał na własną rękę zdobyć informacje o narodzinach swojej córki - dowiedzieć się, czy dziewczynka żyje i czy jest jego dzieckiem. Otworzył drzwi i wsiadł do rozgrzanego słońcem wozu. No, i jeszcze ta sprawa z Rossem McCallumem. Nevada nie mógł siedzieć z założonymi rękami. Coś tu śmierdziało.