Rainie przechyliła głowę i uważnie popatrzyła na Mary.

– Widzę, że konstruujesz alternatywną teorię. – Skoro tu dowodzę, pomyślałam, że nie zaszkodzi mi spróbować. – Rainie, mogę cię uszczęśliwić? – A mianowicie? – O pierwszej trzydzieści mam spotkanie z Richardem Mannem. Chcę zadać mu parę pytań o Danny’ego O’Grady. Pojedź ze mną. Ja odegram dobrego glinę, a ty złą policjantkę. Razem weźmiemy go w obroty. W oczach Rainie pojawił się dziki błysk zadowolenia. Quincy nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Niespodziewanie ogarnęła go czułość. – Mam odgrywać złą policjantkę? – Posiadasz do tego najlepsze kwalifikacje. – Agespie, mogłabym cię pocałować. – Obiecanki cacanki – powiedział pogodnie i wyprowadził swoją ulubioną współpracowniczkę z pokoju. 17 Czwartek, 17 maja, 13.28 Spotkali się z Richardem Mannem w jego gabinecie. Policja zakończyła już badanie miejsca zbrodni i pracownicy mieli znów prawo wstępu na teren szkoły. Mann dał Quincy’emu do zrozumienia, że nie może mu poświęcić wiele czasu. Musi zająć się zaległą papierkową robotą. Na Rainie zrobił wrażenie człowieka głęboko przygnębionego. Miał bladą http://www.medycyna-i-zdrowie.info.pl – Rainie... – Zamknij się, Shep. Danny, słyszysz mnie? – On niczego nie zrobił! – Zamknij się, do cholery jasnej, albo też będziesz zaraz wąchać podłogę! Shep zamilkł, ale było już za późno. Twarz Danny’ego przybrała dziki wyraz, zaczęła mu drżeć ręka. Położyła palec na spuście. Na wszelki wypadek. – Danny – powiedziała głośniej. – Danny, słyszysz mnie? Chłopiec nieznacznie zwrócił twarz w jej stronę. – Pewnie jesteś trochę zdenerwowany, co, Danny? Kiwnął głową. Teraz już trzęsły mu się obie ręce. – Chyba chciałbyś, żeby to się już skończyło, Danny. Ja na pewno bym chciała. Powiem ci, co zrobimy. Policzę do trzech. Powoli położysz broń na podłodze i na mój znak kopniesz spluwy do mnie. Potem po prostu kładź się na brzuchu i rozłóż ręce i nogi. Tylko tyle Danny.

niego. Jej ostatnie słowa. Nic nie rozumiała. – Danny, uciekaj! Uciekaj! Pająk dotarł do okna. Chłopiec patrzył, jak mknie radośnie po ciepłej niełamliwej szybie. Tyle myśli w głowie. Tyle obrazów, ale tak odległych. Krew. Hałas. Zapachy, o istnieniu których nie miał pojęcia. Gorąca broń w dłoni. Ale jak przez mgłę. Może to tylko sen. Otwórz oczy i wszystko zniknie. A może to kiepski film. Wystarczy wyłączyć telewizor i pójść spać. Sprawdź Komitetu Rodzicielskiego, która bandażowała właśnie nadgarstek jakiemuś ośmiolatkowi. Dan Jensen, miejscowy weterynarz, pochylał się nad chłopcem w zakrwawionych dżinsach. Czerwona plama otaczała dziurę wyrwaną w mocnym materiale nogawki. Chłopiec został postrzelony. Boże, rana od kuli. A więc naprawdę strzelano. Wszystko to działo się naprawdę. Ktoś otworzył ogień w szkole w Bakersville. Sandy zrobiło się niedobrze. Nagle ujrzała wicedyrektorkę, Mary Johnson. Chwyciła ją za rękę. – Mary, Mary, co się stało? Co z dziećmi? Widziałaś Becky i Danny’ego? Mary wyglądała na wstrząśniętą. Jej zazwyczaj starannie ułożone włosy były teraz potargane, a twarz lśniła od potu. Popatrzyła nieprzytomnie, ale po chwili poznała Sandy i objęła ją pocieszającym gestem. – Och, tak mi przykro. Robimy, co możemy.