Oślepiające światło lampy naftowej obiegło sufit i ściany. Gigantyczna figura, która

Mnich chlipnął, wytarł nos rękawem. Pelagia westchnęła, pogłaskała biedaka po głowie, a Antipa od tego zupełnie się już rozkleił. – Tom pobiegł do ojca archimandryty, a on jak na mnie ryknie słowami, jakie tylko zna: nie wierzy – poskarżył się mnich płaczliwym głosem. – Wsadził mnie do ciemnicy, za kratę, o skórkach od chleba i o wodzie. Cztery dni tam siedziałem, trząsłem się i cały czas modły wznosiłem, w środku mi wszystko zaschło. Wyszedłem – a tu nogi się pode mną uginają. Bo już czcigodny ojciec nasz nowe ćwiczenie mi nagotował: z Kanaanu na Ukataj, najdalszą wyspę, popłynąć i tam przy gadzim karmniku zostać. – A co to znowu za gadzi karmnik? – zadziwił się Mitrofaniusz. – A to archimandrycie dochtór Korowin doradził, Donat Sawwicz. Chytrego to rozumu chłop, ojciec czcigodny go słucha. Gadzi jad, powiada, u Niemców teraz w cenie, to my te gady zaczęliśmy hodować. Jad z ich mord wrednych wyciskamy i wysyłamy do niemieckiej ziemi, tfu! – Antipa przeżegnał swoje usta, żeby splunięciem się nie skalać, i wsadził rękę za pazuchę. – Tylko że najbardziej doświadczeni i najpobożniejsi starcy zebrali się po kryjomu i nakazali mi na Ukataj nie jechać, ale z Araratu samowolnie do przewielebności waszej uciec i o wszystkim, co widziałem i słyszałem, donieść. I pismo, żebym ze sobą zabrał, mi dali. O, to. Władyka zasępił się, wziął do ręki szary arkusik, założył pince-nez i zaczął czytać. Pelagia bez ceremonii zaglądała mu przez ramię. Wielce przewielebny i wielce oświecony Władyko! http://www.nabudowie.edu.pl/media/ załomotał buciorami w ślad za nią. Podłogi już nie było widać, cała zniknęła pod wodą. Polina Andriejewna uniosła nogi i położyła na ławeczce, potem z trudem wyprostowała się, napierając plecami na burtę. Co za obrzydlistwo! Woda wygnała ze szczelin myszy, a te z piskiem polazły w górę po pantalonach skazanej. Z góry rozległ się drwiący śmiech: – Proszę, istna księżniczka Tarakanowa! Zamykaj! Drabinka wjechała do luku, zatrzasnęła się klapa, w ładowni zapadła ciemność. Przez deski sufitu słychać było rozmowę morderców. Kobieta powiedziała: – Zaczekaj na brzegu, dopóki nie zatonie. Potem przyjdź. Może dostaniesz nagrodę. Odpowiedzią było pełne zachwytu wycie. – Powiedziałam: może – uśmierzyła tryumfującego Jonasza pani Borejko.

się wznosił, i to im dalej, tym bardziej stromo. Na skraju sosnowego zagajnika, gdzie zaczynały się Korowińskie włości, biegnący całkiem już stracił siły i przeszedł na zwykły krok. Okna domków były ciemne, niespełna rozumu pacjenci spali. Pelagiusz nie tyle zobaczył, ile domyślił się nad gęstą ścianą krzewów szklanego dachu oranżerii i pobiegł znowu. Sprawdź mógł oderwać się od obrazu. Kiedy wreszcie wyłamano drzwi, dziewczynka już nie żyła, a Jesichin nawet na nią nie patrzył – wciąż poprawiał coś na płótnie. Córkę odwieziono na cmentarz, ojca – do domu wariatów. A obraz, chociaż niedokończony, wystawiono pod tytułem La mort triomphante10 na Salonie Paryskim, gdzie otrzymał złoty medal. – Rozum ojcowski nie wytrzymał smutku i wzniósł sobie zaporę w postaci twórczości – zinterpretowała usłyszaną historię dobra Polina Andriejewna. – Tak pani sądzi? – Donat Sawwicz zdjął okulary, przetarł, nałożył znowu. – A ja, studiując przypadek Jesichina, dochodzę do wniosku, że prawdziwy, potężny geniusz nie jest w stanie w pełni dojrzeć, jeśli nie doprowadzi do obumarcia niektórych stref duszy. Zniszczywszy w sobie, wraz z miłością do córki, resztki ludzkich uczuć, Konon Pietrowicz ostatecznie uwolnił siebie dla sztuki. To, co tworzy teraz u siebie w pawilonie numer trzy, będzie kiedyś ozdobą najlepszych galerii świata. I kto z wdzięcznych potomków przypomni sobie wówczas o płaczącej dziewczynce, która umarła, nie ukoiwszy ostatni raz pragnienia?