- Ja? - zaśmiała się Gloria. - Miła i odważna? Powiedz to mojej matce.

Kilcairn sporządził listę kandydatek na żonę i nie umieścił na niej ani kuzynki, ani jej nauczycielki. Kilka tygodni temu pomyślałaby, że te damy zasługują na współczucie. Teraz nie była już tego pewna. - Co byś powiedziała na przyjęcie urodzinowe w następny piątek, moja droga? - zapytał hrabia. - Och, Lucienie, naprawdę? - Tak. Rose zerwała się z krzesła, podbiegła do kuzyna i cmoknęła go w policzek. Następnie uściskała guwernantkę. - Idę powiedzieć mamie! - Skoczyła do drzwi. Alexandra kazałaby jej wrócić, gdyby nie to, że w głębi duszy była zadowolona z obrotu sytuacji. Zresztą w jadalni zostali dwaj lokaje. - Musiał pan prosić o zgodę na wydanie przyjęcia? - spytała, wskazując na list. - Niezwykłe. - Nie. Ale zanim harpie rozgłoszą nowinę, musimy wszyscy odbyć pewne spotkanie. - Z kim? - Z księciem Jerzym. Rose zostanie mu przedstawiona dziś po południu. Osłupiała. - Pan sobie ze mnie żartuje. Lucien uniósł brew. http://www.nabudowie.net.pl - Jeśli mówiłeś prawdę, wszystko, co wiem o mojej matce, jest kłamstwem. - Owszem. Ale chyba lepiej znać prawdę, nawet bolesną, niż wierzyć w kłamstwa. Gloria przygryzła wargę. Milczała. W końcu, po długiej chwili, skinęła głową. - Dobrze, jedźmy tam - zdecydowała. Santos zawiózł ją do domu przy River Road. W czasie jazdy Gloria prawie się nie odzywała. Zatopiona we własnych myślach, przygotowywała się na spotkanie przeszłości. Wiedział, że będzie to trudne spotkanie, ale gotów był zrobić wszystko dla Lily. A Lily bardzo potrzebowała wnuczki. - Jesteś gotowa? - zapytał, kiedy dotarli na miejsce. - Czy ma to jakieś znaczenie? - Nie - przyznał i wysiadł, by otworzyć bramę z kutego żelaza. Wsiadł z powrotem do auta i ruszył powoli dębową aleją, mówiąc przy tym jak przewodnik, który obwozi wycieczkę: - To była rezydencja Lily Pierron. Jej dom, a zarazem burdel. Jak już mówiłem, wcześniej należał do jej matki, przedtem do babki... - To Pierron House - szepnęła Gloria. - Poznaję, czytałam o nim. Kiedyś pokazywała mi go koleżanka podczas szkolnej wycieczki na plantację Oak Alley. - Myślę, że większość Luizjańczyków o nim słyszała. O paniach Pierron wiele się mówiło swego czasu - przytaknął, parkując samochód przed głównym wejściem. - Jesteśmy na miejscu. Szli przez wymarłe pokoje, pośród mebli przykrytych białymi pokrowcami. Przenosząc się do Nowego Orleanu, Lily nie wzięła prawie nic z River Road. Nie chciała. Gloria od czasu do czasu przystawała, rozglądała się uważnie. Santos nigdy nie widział takiej mieszaniny uczuć na jej twarzy: zdziwienie, lęk, powątpiewanie i pewność walczyły ze sobą o lepsze.

- Potem na przyjęciu oznajmię, że ty i Robert się zaręczyliście. Dziewczyna wytrzeszczyła oczy. - Mama będzie wściekła. - Wiem. Zajmę się nią. - Czy Robert wie o wszystkim? - Tak. Zgadzasz się? Sprawdź Gloria przysunęła krzesło do łóżka. Z wahaniem, powoli dotknęła pomarszczonej, niemal przezroczystej skóry, delikatnie zacisnęła palce wokół dłoni Lily. Wciąż była oszołomiona. Tak nieoczekiwanie dowiedziała się, że ma rodzinę. Czuła zawrót w głowie jak ktoś, kto wypił o jeden kieliszek za dużo albo znalazł się raptownie na wysokościach, gdzie zaczyna brakować tlenu. Nie docierało jeszcze do niej, co usłyszała od Santosa, nie do końca rozumiała, co się wokół niej dzieje. Prostytutki... Jej babka, prababka. Kobiety, które sypiały z mężczyznami dla pieniędzy. Wracała wspomnieniami do okresu, kiedy mogła mieć dwanaście, może trzynaście lat. Pamiętała, jak chichocząc, szeptała z koleżankami o Pierron House. O jego mieszkankach. O swoich najbliższych. O rodzinie. Ona była jedną z nich. W pewnym sensie też tam mieszkała, należała do tego miejsca. Tymczasem matka cały czas kłamała. Jej opowieści o zmyślonych dziadkach, o rezydencji w Meridian, o sobotnich wyprawach na lody w dzieciństwie, o rodzinnych Wigiliach z choinką i kolędami - żadna z nich nie była prawdą. Żadna. Przy River Road Gloria od razu poczuła się u siebie. Jeszcze zanim Santos pokazał jej zdjęcia matki, a później dał do przeczytania listy Lily adresowane do Hope, miała wrażenie, że znalazła się w domu. Odkrywała nieznany dotąd, a przecież tkwiący w niej głęboko obszar własnej przeszłości. Do szpitalnej sali wszedł Santos. Wiedziała, że to on, nie musiała się oglądać. Wyczuwała jego obecność. Jak kiedyś. Jak przed dziesięciu laty. Wzdrygnęła się. Znał prawdę od dziesięciu lat, a ona przez cały ten czas o niczym nie wiedziała. Żyła w zupełnej nieświadomości. Nagle wrócił tamten czas, tamte uczucia, jakby to było wczoraj. Ale Santos niczego już od niej nie oczekiwał. Był przekonany, że jest taka sama jak matka. Jak matka... Gloria poczuła bolesny ucisk w gardle. Jak matka mogła być tak bezwzględna, tak okrutna? Jak mogła czytać pełne rozpaczy listy i odsyłać je bez odpowiedzi? - Trudno uwierzyć, że ją urodziła i wychowała. Tak bardzo są różne - szepnął Santos, jakby czytał w jej myślach.