Pomógł Mikeyowi wysiąść z samochodu i poprowadził

kolejny list z pogróŜkami i członkowie Klubu Ranczerów zebrali się, by omówić problem. - AŜ trudno uwierzyć, Ŝe ktoś wciąŜ nęka Nitę - powiedziała Alli, wyjmując z wanny Erikę. Ta, piszcząc z uciechy, machała nóŜkami, opryskując Alli i Marka. Alli owinęła małą ręcznikiem i podała ją Markowi. - Ja ją umyłam, ty wytrzyj - rozkazała, ignorując jego zdziwioną minę. - A jak brzmią słowa listu w dniu dzisiejszym. - Mniej więcej tak samo, równie mało konkretnie: wynoś się, bo inaczej... Alli obróciła się, uniosła brew pytająco. - Jeśli ktoś przypuszcza, Ŝe parę listów i drobne świństwa zmuszą Nitę do opuszczenia posiadłości, to jest to albo wariat, albo głupiec. Mam nadzieję, Ŝe coś z tym zrobicie, zanim Nita weźmie sprawę w swoje ręce. Mark, wycierając Erikę, skinął głową. - Zamierzam pokazać ten list Gavinowi - rzekł – by stwierdził, czy pisze go ta sama osoba, która napisała inne. Zwrócił małą Alli, która zauwaŜyła, Ŝe o ile poprzednio Mark unikał fizycznego kontaktu z dzieckiem, to teraz gotów był kołysać ją, aŜ zaśnie. Alli wydawało się, Ŝe Mark ma skłonność do zrywania więzów, gdy stwierdza, Ŝe stają się zbyt silne, albo gdy widzi, Ŝe sam za bardzo się zaangaŜował. - Kolacja dla ciebie jest w piecyku. http://www.nerlit.pl - Dzięki, to niedaleko. - Skoro tak, pożegnam cię. - Oczywiście. Odwrócił się jeszcze, słysząc, że go woła. - Jak myślisz - spytała - skąd moja matka miała pieniądze? Uśmiechnął się w duchu. Właśnie zamierzał to wyjaśnić. Wzruszył ramionami, nie dając poznać, o czym myśli. - Nie mam pojęcia, Glorio. Dlaczego nie zapytasz jej wprost? ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY CZWARTY Hope przypatrywała się Santosowi z narastającą odrazą. Lustrowała go z zimnym uśmieszkiem, nie próbując nawet ukrywać uczuć, jakie do niego żywi. - Czym mogę służyć, detektywie? - zapytała. - Rozumiem, że jest pan tutaj służbowo? Uniósł brwi, kąciki warg zadrżały mu z rozbawienia. - Tak zaanonsowała mnie gospodyni? Nie mam pojęcia, jak na to wpadła. Z przykrością muszę powiedzieć, że nie. Moja wizyta ma charakter całkowicie prywatny. Zesztywniała. Ten ton przewagi w jego głosie, to widoczne rozbawienie... Nie namyślając się długo, wskazała mu drzwi.

- Wybacz, muszę zadzwonić, wyjaśnić to. Po paru minutach wrócił zasępiony. - No? - zapytał Jake. - Pomyłka? - Nie - odparł Mark z westchnieniem. - Przed paroma dniami Alli zaniosła im tekst. - Odchodzi od ciebie? Sprawdź Dziewczyna kiwnęła głową i przełknęła ślinę. Trochę czasu zajęło jej naświetlenie pełnego obrazu sytuacji, ale i tak pani Stoneham ledwie mogła w to uwierzyć. - Przejechałaś taki kawał drogi na zwykłym wozie? - zapytała. Wydawała się bardziej przejmować warunkami, w jakich kuzynka podróżowała, niż powodem, dla którego uciekła z domu. - Tak. Bałam się, że mnie odnajdą, jeśli wynajmę powóz. Dlatego rozsądniejsze wydało mi się wybranie czegoś skrom¬niejszego. Wuj mojej pokojówki ma małą firmę przewozową i zgodził się mnie tutaj przywieźć. Poza tym tak wyszło taniej - skończyła rzeczowo. - Nie zostało mi wiele kieszonkowego, a nie chciałam wzbudzać podejrzeń, prosząc mamę o więcej. Pani Stoneham, której myśli przed przybyciem Clemency krążyły jedynie wokół śmierci męża, ożywiła się. - I przyjechałaś tu sama? - Tak, kuzynko Anne. Nie chciałam sprawiać kłopotów Sally, mojej pokojówce. Naturalnie, zostawiłam dla mamy list, ale nie powiedziałam nikomu, dokąd się wybieram. Wie o tym tylko Sally, ale jestem pewna, że mnie nie zdradzi. - Nie powiem, nawet gdyby rozszarpywano mnie na kawałki - obiecała dziewczyna, gdy Clemency błagała ją o dyskrecję. Nawiasem mówiąc, dostała za to trzy funty, ale i bez tego dochowałaby tajemnicy. Nie dbała bowiem o panią Hastings-Whinborough, a Clemency wystawiła jej dobre preferencje na wypadek, gdyby nagle znalazła się bez pracy. Miały utrzymywać kontakt przez wuja Sally. Pani Stoneham zaczęła się śmiać. Te śliczne błękitne oczy i złote loki kryły głowę nie od parady - dziewczyna okazała się nad wyraz inteligentna i pomysłowa. Zniszczyła nawet notes ojca z jej aktualnym adresem, wątpliwe więc, aby poszukiwania pani Hastings-Whinborough poszły tym tro¬pem, nawet jeśli zapamiętała, iż pani Stoneham się prze¬prowadziła. Bessy przyniosła herbatę i ciastka i pani domu zauważyła z przyjemnością, że blade policzki Clemency nieco się zaróżowiły. - Nie martw się, moja droga, nie każę ci wracać do matki - uspokoiła ją. - Coś podobnego przydarzyło mi się, gdy byłam w twoim wieku, jeszcze zanim poznałam mojego kochanego Roberta. - Tu westchnęła i ze smutkiem przyjrzała się czarnej sukni, ale zaraz podniosła głowę i ciągnęła weselszym tonem: - Nie zapomniałam obezwładniającego uczucia bezsilności i gniewu, gdy potraktowano mnie jak jakąś bezwolną rzecz. Na szczęście człowiek ten umarł, zanim urzeczywistniły się plany ślubu. Wątpię, abym się zdobyła na tyle odwagi co ty. Clemency tymczasem trochę się odprężyła i wzięła kolejne ciastko. - Droga Clemency, czy zdajesz sobie sprawę, że pod jednym względem wpadłaś z deszczu pod rynnę? - Jak to? - zaniepokoiła się dziewczyna, rozglądając się wokoło ze strachem, jakby jej kuzynka chowała w szafie kolejnego wyuzdanego arystokratę.