Dziewczyna zachichotała.

madame Charbonne. Proszę ją uprzedzić, że pierwsze stroje mają być gotowe na czwartek. Oczekuję, że pani również będzie stosownie ubrana. Kilcairn”. - Hm, z tych słów aż bije ciepło, nie uważasz, Szekspirze? Terier zaszczekał. Zaśmiała się i pospieszyła do pokoju, żeby się przebrać. Gdy zeszła do holu, panie Delacroix już na nią czekały. Na jej widok na twarzy Wimbole'a odmalowała się ulga. - Nie będę tego tolerować! - piekliła się Fiona. - Panno Gallant, karoca już czeka - oznajmił kamerdyner. - Słyszała pani? Mamy jechać zakrytym powozem w taki piękny dzień. To okrutne! - Lord Kilcairn z pewnością miał swoje powody, pani Delacroix - powiedziała Alexandra uspokajającym tonem i ruszyła do drzwi. - Jest tyranem. Cała rodzina ze strony jego ojca to tyrani. Dzięki Bogu, że większość z nich nie żyje! - Mamo, chcę nową suknię - odezwała się Rose płaczliwym głosem. - Proszę, jedźmy już, zanim kuzyn Lucien wróci i zmieni zdanie. - Właśnie - poparła ją guwernantka. Z lekkim westchnieniem usadowiła się w imponującym pojeździe. Pani Delacroix zajęła miejsce naprzeciwko, nie przestając narzekać, że czuje się jak więzień, który już nigdy nie ujrzy światła dziennego. Alexandra uścisnęła dłoń Rose, która usiadła obok niej. - Znasz madame Charbonne? - spytała dziewczyna. Oczy błyszczały jej z podniecenia. http://www.orto-dentica.com.pl/media/ - Spróbujmy jeszcze raz. Nie bój się, nie pozwolę ci upaść. Bardzo śmiało sobie poczynał i nieprzyzwoicie wykorzystywał jej bezradność, głaszcząc po nogach, ale minęły wieki, odkąd ją dotykał. Choć była na niego zła, uwielbiała jego ręce, brzmienie głosu, oczy... Przesunęła się w dół o parę cali i znowu utknęła. Lucien szarpnął mocniej. Rozległ się odgłos darcia. - Suknia mi się zahaczyła! - Owszem. Mogłaby przysiąc, że tym razem do jej nogi przytula się policzek. Zadrżała. Po chwili na wewnętrznej stronie ud poczuła delikatne muśnięcia. - Całujesz mnie? - wykrztusiła. - Tak. - Przestań. Nie mogę oddychać.

Zapalił cygaro od lampy. - Czy nie łamie pani własnych zasad, panno Gallant? Wybiega pani za samotnym dżentelmenem? - Przyprowadziłam eskortę. Obejrzał się. W drzwiach stał William Jeffries, jednocześnie rozbawiony i zakłopotany. Sprawdź zrozumienia. Czy w ogóle złożył im pan kondolencje? Lucien zacisnął szczęki. Wiedziała, jak argumentować, do licha, ale nie pozwoli jej zapędzić się w kozi róg. - Zapłaciłem za pogrzeb. - To nie to samo. Wcale nie chodziło jej o harpie ani o niego. Była za bardzo rozgniewana i przejęta. - Kogo pani pochowała? - zapytał cicho. Panna Gallant na chwilę zaniemówiła. - A co to pana obchodzi, skoro nawet po krewnym nie czuje pan żalu? - rzuciła w końcu i odwróciła się na pięcie. Lucien zerwał się na równe nogi. Chwycił ją za nadgarstek i obrócił do siebie. Jej twarz płonęła, pierś falowała. - Czuję - powiedział. - Ale nie okazuję tego publicznie.