każdego, kto wchodził do ciebie i kto od ciebie wychodził. Obserwowałem

praktycznie nie różniły się od zwykłych kamienic. Pół tuzina sąsiadów stało w jedwabnych szlafrokach w drzwiach swoich domów i uważnie przyglądało się przechodzącej Rainie. Wyglądali na wystraszonych. W pobliżu stało się coś strasznego i żadne pieniądze nie były w stanie oddzielić ich od tego. Rainie dotarła do domu Bethie, który ozdobiony był mnóstwem żółtej taśmy policyjnej. Ogrodzonego terenu pilnował młody policjant, który popijał kawę i ziewał co parę sekund. Rainie pokazała legitymację. 111 - Nic z tego - powiedział. - Pracuję dla agenta Pierce'a Quincy'ego - odparowała. - A ja dla burmistrza Johna F. Streeta. Spieprzaj. - Całujesz matkę tymi ustami? - Uniosła brwi, a potem odezwała się bardzo poważnym tonem. - Posłuchaj, młody. Wejdź do środka, odszukaj agenta specjalnego Pierce'a Quincy'ego i powiedz, że czeka na niego Lo¬ rraine Conner. - Dlaczego? - Ponieważ pracuję dla niego, ponieważ osobiście mnie tu wezwał i ponieważ lepiej, żebyś nie zaczynał kolejnego dnia od kopniaka wymierzonego ci przez dziewczynę. - Nie mam zamiaru zaczynać go od przyjmowania rozkazów... http://www.orto-optyk.pl – A mianowicie? – O pierwszej trzydzieści mam spotkanie z Richardem Mannem. Chcę zadać mu parę pytań o Danny’ego O’Grady. Pojedź ze mną. Ja odegram dobrego glinę, a ty złą policjantkę. Razem weźmiemy go w obroty. W oczach Rainie pojawił się dziki błysk zadowolenia. Quincy nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Niespodziewanie ogarnęła go czułość. – Mam odgrywać złą policjantkę? – Posiadasz do tego najlepsze kwalifikacje. – Agespie, mogłabym cię pocałować. – Obiecanki cacanki – powiedział pogodnie i wyprowadził swoją ulubioną współpracowniczkę z pokoju. 17 Czwartek, 17 maja, 13.28

Rainie zamrugała. - Kiedy zacząłeś przeklinać? - Wczoraj. Zaczynam do tego przywykać jak do nikotyny. - To ty palisz? - Nie, ale nadal żywię wielką miłość do metafor. - Mówię poważnie. Przestajesz nad sobą panować. Sprawdź - Czego chcesz? - Quincy przyłożył słuchawkę do drugiego ucha. Zauważył spojrzenie Rainie i wykonał dłonią okrężny ruch. Natychmiast skinęła i nago wyślizgnęła się z łóżka, żeby poszukać magnetofonu. - Nie chodzi o to, czego chcę, tylko kogo chcę. Ale wszystko w swoim czasie. Chciałbyś pogadać ze swoim ojcem? 218 - Obaj wiemy, że on nie żyje. - Ty tego nie wiesz. Zakładasz, że nie żyje, żeby nie mieć poczucia winy. Domyślam się, że sam cię wychowywał, że był dla ciebie zarówno ojcem jak i matką. A tymczasem z taką łatwością odpuściłeś go sobie. „Mojego ojca odebrano z domu starców? Wielkie nieba! Muszę uciec i gdzieś się schować!" Po tobie spodziewałam się czegoś więcej. - Wątpię.