duchem. Może ten, kto wysłał zdjęcia i akt zgonu, tylko robi sobie z niego żarty, wiedząc, że

– Ale dlaczego akurat Los Angeies? – Sama go zapytaj. – Zrobiłam to, a on mnie spławił. Kristi zaczęła wpadać w panikę. Coś jest nie tak, i to bardzo, bardzo nie tak. Od wypadku ojciec nie był sobą. Myślała, nie, miała nadzieję, że po terapii będzie jak dawniej, ale niestety nie. – Sam da sobie radę – mruknął Montoya. – Nie martw się o niego. – Uwierz mi, nie mam na to najmniejszej ochoty. – Rozłączyła się i wjechała na parking przed swoim apartamentowcem, niedaleko kampusu. Kiedyś była to elegancka rezydencja, dzisiaj podzielono ją na małe mieszkanka dla studentów. Mieszkała tu z kotem i czasami z Jayem, jeśli akurat wykładał kryminologię. Wtedy zatrzymywał się u niej. Większość czasu mieszkał w Nowym Orleanie, gdzie pracował w laboratorium kryminalistyki. W grudniu wezmą ślub, a gdy Kristi skończy studia, zamieszkają na stałe w Nowym Orleanie. Oby do tego czasu skończyła pisać swoją pierwszą książkę, powieść kryminalną opartą na faktach. Ale najpierw ojciec. Co on wyprawia? Myślała o tym, wyjmując z bagażnika torbę z zakupami. Wbiegła na trzecie piętro. Zastanawiała się, czy nie zadzwonić do O1ivii, macochy, ale między nimi nie zawsze się układało. Lepiej będzie porozmawiać w cztery oczy, tylko kiedy? Skończyła właśnie układać w zamrażalniku tanie niskokaloryczne gotowe dania http://www.pan-okulista.edu.pl/media/ usiłowała dostrzec osobę, która przygważdża ją do posłania. Ale było za ciemno. Zbyt wiele wysiłku kosztowało zachowanie przytomności. Musi się przespać. Uległa przemożnej pokusie i zamknęła oczy. Napastnik wstał. Fortuna usiłowała się poruszyć. Nie mogła. Nie drgnęła, kiedy ściągał jej przez głowę skąpą koszulkę nocną. O Boże, zgwałci mnie, pomyślała, ale zdała sobie sprawę, że wcale się tym nie przejmuje. Jej serce biło coraz wolniej... Narkotyk krążył we krwi. Powróciły modlitwy dzieciństwa, słowa, których nie wypowiadała od lat. Ojczenasz, któryś jest w niebie... Poczuła, że ją ubiera. Jakby Bóg od razu zareagował. Czerwony ból pod powiekami zdradzał, że napastnik zapalił światło i zakłada jej coś przez głowę, wsuwa dłonie w rękawy.

Jego stary dom wyglądał właściwie tak samo. W ciągu minionych dwunastu lat pomalowano go na gołębio-szary kolor; dziś dobrze zrobiłaby mu warstwa świeżej farby. Wypaczone drzwi garażu nie domykały się, podwórze zarosło suchą teraz trawą. Chwasty żółkły na wypłowiałej od słońca werandzie. Wypłowiała również wbita w zakurzony trawnik tabliczka „Do wynajęcia”. Ostre kalifornijskie słońce niczego nie oszczędza. Bentz zostawił laskę w samochodzie, obszedł dom, zajrzał w brudne okna, zobaczył Sprawdź opony. Zwolnił, by po chwili znowu przyspieszyć. – Do tej pory instynkt cię nie zawiódł. Ale musimy szybko działać i odnaleźć Corrine. O ile to ona ma O1ivię. Bentz skinął głową. Cały czas miał przed oczami zdjęcie żony, przerażonej, za kratami. Wszystko przez niego. Trzymaj się, zaklinał ją w myślach. Jeszcze trochę, wkrótce tam będę. – Wiesz, co mnie drażni? Że za tym wszystkim stoi glina. – Montoya patrzył na ciemną wstęgę drogi. – Jeden z nas. Ktoś z wydziału. Glina. Ta myśl nie dawała Bentzowi spokoju. Kobieta, na której kiedyś mu zależało, z którą się kochał. Corrine. To ona niosła śmierć i zniszczenie. To ona porwała O1ivię i chciała ją zabić, jeśli jeszcze tego nie zrobiła. Ma gdzieś zasady. Mieli jechać za wozem patrolowym do Parker Center, zgłosić, czego się dowiedzieli, i zebrać wszelkie możliwe dane o miejscu pobytu Corrine O’Donnell.