całkowicie absorbowało zabawianie gości. Nawet Monmouth doczekał się od niej uśmiechu i

- Ile miałaś lat, idąc na pierwszą randkę? - zapytał, uświadamiając sobie, że nic nie wie o jej przeszłości. - Chyba szesnaście. Mój tata bardzo się denerwował, gdy zaglądali do nas chłopcy. Wydawało mi się, że chce ich powystrzelać. - Gdzie jest teraz? - spytał Bryce. Klara zawahała się, nim udzieliła odpowiedzi. W jej oczach pojawił się cień bólu. - Kilka lat temu zginął razem z mamą w katastrofie samolotowej. - Bardzo ci współczuję. - Najgorsze, że to były ich pierwsze od lat wakacje, które spędzali we dwoje. Klara przymknęła oczy, zdając sobie sprawę, że powiedziała mu więcej, niż zamierzała. Rodzice zginęli, zostawiając ją z braćmi i młodszą siostrą, którą trzeba było wychować. Musiała im wszystkim zastąpić matkę. Pomyślała, że bardzo tęskni za rodziną, będąc teraz z Bryce'em i jego córeczką. - Dobrze się czujesz, kochanie? Bryce zbliżył się i dotknął jej policzka, a ona pocałowała go w dłoń i spojrzała mu w oczy. Zatrzymał się, widząc w nich cierpienie. - Tak mi przykro, dziecino... Nie chciałem sprawić ci bólu - rzekł, biorąc ją w ramiona. - Już dobrze - powiedziała, przytulając się do niego, szczęśliwa, że ktoś ją rozumie. Spróbowała zapanować nad uczuciami, których nigdy nie okazywała własnej rodzinie. Przecież zerwała z bliskimi dla kariery. Pomyślała, że zrobiła to dla ich dobra, choć serce podpowiadało coś innego. Bryce zamknął ją w objęciach i pozwolił się wypłakać. Nigdy nie wyobrażał jej sobie w takim stanie. Była taka niezależna. W jej życiu musiało jednak kryć się wiele smutku, skoro tak to przeżywała. Gdy się uspokoiła, spojrzał jej w oczy i delikatnie pocałował. - Dziękuję - szepnęła. - Nie mogę patrzeć na twoje cierpienie. - Już mi przeszło - zapewniła, wycierając ręcznikiem oczy. http://www.panilogopedia.pl/media/ Bo mama jej nie kocha. Podciągnęła kolana pod brodę, zacisnęła powieki. Ach, gdyby przykre myśli mogły zniknąć równie łatwo, jak znika świat, kiedy zamknie się oczy. Cóż, kiedy nie znikały. Ciągle tkwiły w głowie i niosły strach. Strach i smutek. Wiele razy próbowała przekonywać siebie, że jednak mama ją kocha. Po prostu trochę się różni od innych mam - nie lubi przytulania się, pieszczot, uścisków, od serdeczności ważniejsza jest dla niej dyscyplina - ale mimo wszystko ją kocha. Niestety, Gloria nie dowierzała własnym zapewnieniom. W głębi serca wiedziała, że to, co usiłuje sobie wmówić, jest nieprawdą, prawda zaś wygląda zupełnie inaczej. Łzy napłynęły jej do oczu. Dlaczego mama jej nie kocha? Co złego zrobiła? Przecież stara się być grzeczna, stara się słuchać we wszystkim mamy, a mimo to mama jest wiecznie z niej niezadowolona. Przeszkadza jej, że Gloria śmieje się tak głośno i tak często. I że biega, kiedy powinna chodzić powoli. I że śpiewa piosenki, zamiast modlić się w skupieniu. I że stara się zjednać sobie sympatię innych ludzi. Znowu westchnęła. W oczach mamy zdobywanie ludzkich serc było czymś zdrożnym i nagannym, a przecież Gloria nie zabiegała o to, nie musiała się specjalnie starać, by ludzie ją lubili. Wystarczył uśmiech. Opuściła nogi. Marzyła, żeby wstać wreszcie z krzesła i pobiec do zabawy. Uwielbiała się śmiać, śpiewać, tańczyć, skakać, ale to też nie podobało się mamie, która powtarzała, że Pan Bóg oczekuje od swoich dzieci przede wszystkim pokory. Gloria próbowała o tym pamiętać, czasami jednak matczyne napomnienia wylatywały jej z głowy. Tak jak dzisiaj. Zacisnęła piąstki. Dlaczego nie mogła zachowywać się tak, jak chciała mama? Po policzku spłynęła samotna łza. Mama niedługo powinna przyjść i zwolnić ją z kary. Robiło się ciemno, niedługo zacznie się kolacja. O tej porze zwykle wolno jej było wyjść z kąta, by zasiąść z rodzicami przy stole. Na myśl o jedzeniu zaburczało jej w brzuchu, ślinka pociekła, gdy Gloria przypomniała sobie gorące grzanki z serem, która Kucharcia zrobiła na lunch. Nie mogła ich zjeść, bo znowu napsociła. - Mamo, mogę już wyjść? - zawołała. - Obiecuję, że będę już grzeczna! Cisza. Gloria przygryzła wargę. Żołądek bolał ją z głodu tak bardzo, że miała ochotę włożyć kciuk do buzi i zacząć ssać. Ale gdyby mama to zobaczyła, znowu zadałaby jej karę. Objęła ramiona rękami, żeby się powstrzymać przed brzydkim zachowaniem. Ciało jest nieczyste, tak mówiła mama. Usłyszała zgrzyt klucza w zamku i odwróciła się z nadzieją w stronę drzwi.

Nikomu nie zaufa. Vixen patrzyła na nią badawczo. - Lubisz go, prawda? - spytała w końcu. Alexandra zerwała się z krzesła. - Nie ma znaczenia, czy go lubię, skoro on nic do mnie nie czuje. - Potrząsnęła głową. - Nie, Muszę odejść. Najszybciej, jak to możliwe. Sprawdź Gloria uniosła głowę, otarła łzy z policzków. Z jego wsparciem mogłaby stawić czoło matce. Musi go tylko przekonać, że ona i Santos naprawdę się kochają i że chcą być ze sobą. Tak. Ojciec jej pomoże. Musi tylko porozmawiać z nim, zanim matka opowie mu swoją wersję. Dłużej się nie zastanawiając, pobiegła do samochodu. Ledwie usiadła za kierownicą, zaczęło padać. Popołudniowe niebo zasnuły ciężkie chmury, zrobiło się ciemno jak o zmroku. Gałęzie starych dębów rosnących wzdłuż ulicy pochylały się pod uderzeniami wiatru, gwałtowne podmuchy zamiatały z chodników zeschnięte liście i kurz. Gloria ruszyła w stronę hotelu, układając sobie w głowie, co ma powiedzieć ojcu i jak go przekonać. Kiedy będzie go już miała po swojej stronie, zadzwoni do Santosa. Żałowała teraz, że nie usłuchała jego nalegań i nie zwróciła się do ojca wcześniej. To nic. Wszystko jeszcze będzie dobrze. Ojciec na pewno im pomoże. Przekona matkę, by przywrócono Liz stypendium. Do hotelu dotarła w strugach ulewy. Szybko przebiegła do drzwi wejściowych, bez słowa minęła portiera i nie czekając na windę, popędziła schodami do biura ojca. Pchnęła z impetem drzwi i znieruchomiała. Matka ją uprzedziła. Stanęła w progu, łykając łzy rozczarowania. Matka ją uprzedziła, nie traciła czasu. Najwyraźniej opowiedziała już wszystko, bowiem ojciec wyglądał tak, jakby raptem postarzał się o dziesięć lat. - Witaj, Glorio Aleksandro - usłyszała twardy głos Hope. - Właśnie rozmawialiśmy o tobie. Spojrzała na nią, potem na ojca. Ciągle jeszcze nie traciła nadziei.