skórzanej brązowej oprawie. Jedno z dwojga: albo jakieś paskudztwo, albo coś politycznego. Inaczej – po co chować? Ale policmajster nie miał teraz głowy do zakazanych lektur. – Co mi do tego – burknął z rozdrażnieniem. – Co to za maniera czepiać się o głupstwa nieznajomego człowieka... I poszedł sobie dalej, żeby zejść ścieżką do miasta. Rozmowny pan rzucił w ślad za nim: – Mnie i Donat Sawwicz wymawia, że za bardzo się narzucam i dokuczam ludziom. Przepraszam. W głosie, którym wypowiedziano te słowa, nie było nawet cienia urazy. Lagrange zatrzymał się jak wkopany, ale nie dlatego, że pożałował swego grubiaństwa, tylko na dźwięk imienia doktora. Pułkownik wrócił do altanki i popatrzył na nieznajomego uważniej. Odnotował ufnie rozwarte błękitne oczy, miękką linię warg, dziecinne, naiwne pochylenie jasnowłosej głowy. – Jest pan zapewne jednym z pacjentów doktora Korowina? – upewnił się najgrzeczniej w świecie. – Nie – odpowiedział blondyn i znowu wcale się nie obraził. – Jestem teraz zupełnie zdrów. Ale wcześniej rzeczywiście leczyłem się u Donata Sawwicza. On i teraz mną się opiekuje. Pomaga, doradza, na przykład kieruje moimi lekturami. Ja przecież jestem strasznie niewykształcony, nigdzie i niczego porządnie się nie uczyłem. http://www.piknik-country.pl przejechał kota. CONNER: To smutne. Becky lubi zwierzęta, prawda? O’GRADY: Tak. Dziwna jest. CONNER: Dzisiaj w szkole byłeś w tym ubraniu? W czarnych dżinsach i czarnej koszulce? O’GRADY: Tak. CONNER: Często nosisz czarne ubrania? O’GRADY: Nie wiem. CONNER: Czy dzisiaj ubrałeś się na czarno z jakiegoś szczególnego powodu? Cisza. CONNER: Poszedłeś dzisiaj na lekcje, Danny? O’GRADY: Tak. CONNER: Jesteś w siódmej klasie, prawda? Kto jest twoim wychowawcą?
Prawie nigdy nie przysyłano go do mnie w sprawach dyscyplinarnych. Melissa... panna Avalon powiedziała mi kiedyś, że jeszcze nie miała tak uzdolnionego ucznia. Chłopak ma wrodzony talent do komputerów. – Jacyś wrogowie? – naciskał delikatnie detektyw. – Inne dzieci nie dokuczały mu? Był lubiany przez kolegów? Czy może stawał się często obiektem zaczepek? Rainie z uznaniem kiwała głową. Sama powinna wczoraj zadać te pytania. Słusznie lub Sprawdź żeby zajrzeć do rzeczy pacjenta) i jeszcze dwa przedmioty niewiadomego pochodzenia: biała rękawiczka z dziurką i batystowa chusteczka, brudna. Pani Lisicyna postanowiła wziąć sakwojaż ze sobą – na co on teraz Berdyczowskiemu? Rozejrzała się, czy nie ma w pokoju jeszcze czegoś pożytecznego. Na nocnym stoliku przy łóżku Lampego zobaczyła gruby zeszyt. Zawahała się przez chwilę, ale sięgnęła po niego, przysunęła do palącej się lampy i zaczęła, przeglądać. Niestety, zrozumieć cokolwiek z tych wszystkich wzorów, wykresów i skrótów nie było sposobu. A i charakter pisma uczony miał niewiele bardziej zrozumiały niż sposób mówienia. Polina Andriejewna westchnęła rozczarowana i zajrzała na kartę tytułową. Tam w charakterze motta, jako tako wyraźnie, było wypisane: Zmierzyć wszystko, co poddaje się mierzeniu, a co się nie poddaje – uczynić mierzalnym. G. Galilei