- Nie szkodzi. Spiesząc na ratunek rodzinie, ulegnie śmiertelnemu wypadkowi. Niech pan zacznie gromadzić moje pięć milionów. - Uśmiechnęła się, wstając, ale nie zrobiła kroku w stronę drzwi.

Tylko miesiąc. A ona ma tak wiele do zrobienia. - Jaki to piękny pokój! - Westchnęła, rozglądając się dokoła. - W naszej wiejskiej posiadłości mamy mały salonik muzyczny. Oczywiście nie tak okazały jak ten, ale i w nim można się odprężyć. - Podeszła to fortepianu, nie tyle by mu się przyjrzeć, lecz by oddalić się od Edwarda. - Wasza Wysokość gra na fortepianie? - Bello, przecież jesteśmy zupełnie sami. Czy musisz być aż tak oficjalna? - Uważam, że należy używać tytułów - odparła z naciskiem. Bardzo nie chciała, żeby zatarła się między nimi naturalna granica wynikająca z miejsca w społecznej hierarchii. - A ja uważam, że tytułomania jest głupia i niepotrzebna. Zwłaszcza wśród przyjaciół. - Podszedł do niej i położył ręce na jej ramionach. - A my jesteśmy przyjaciółmi, prawda? Czuła, jak ciepło jego dłoni przenika materiał sukienki i przyjemnie rozgrzewa skórę. Walcząc ze sobą, uparcie trwała odwrócona do niego plecami. - Kim jesteśmy, Wasza Wysokość? - Przyjaciółmi, Bello, jesteśmy przyjaciółmi. - Rozbawiony odwrócił ją do siebie. - Dobrze się z tobą rozmawia. A to chyba podstawa przyjaźni, nie sądzisz? Patrzyła mu prosto w oczy, trzeźwo i uważnie. Na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec, poza tym jednak nie zdradzała swych emocji. Był zaskoczony tym, jak silne zdawały się jej ramiona. Miała na sobie prostą brązową sukienkę, była nie umalowana, uczesana w schludny kok. Tymczasem on wyobrażał ją sobie roześmianą, z rozpuszczonymi włosami i odkrytymi ramionami. I chciał, żeby śmiała się tylko do niego. - Co za diabeł w tobie siedzi? - szepnął. - Słucham... - Czekaj! Zniecierpliwiony, zły w równym stopniu na siebie, co na nią, przysunął się jeszcze bliżej. Natychmiast zesztywniała, więc podniósł do góry obie ręce, pokazując, że nie chce zrobić jej nic złego. - Stój spokojnie, dobrze? - poprosił, a potem pochylił się i dotknął ustami jej ust. Nie reaguj! Nie daj po sobie poznać, że cokolwiek czujesz! - powtarzała w myślach jak zaklęcie. On zaś nie naciskał, do niczego jej nie zmuszał i niczego się nie domagał, tylko spokojnie poznawał jej smak. Był tak blisko, że z rozkoszą chłonęła ciepło jego ciała i świeży zapach wody kolońskiej, której dominująca nuta kojarzyła jej się z rześkim morskim powietrzem. Nie była przygotowana na tak intensywne doznania. Mocno zacisnęła pięści i walczyła ze sobą, by nie pokazać, co się z nią dzieje. Edward cały czas miał otwarte oczy. Bacznie obserwował jej reakcję, choć sam nie wiedział, czego oczekiwał. Wiedział natomiast, co znalazł. Łagodność, spokój, słodycz pozbawioną zmysłowości i pasji, które wyraźnie widział w jej oczach. Ku własnemu zaskoczeniu wcale nie miał ochoty jej dotykać. I nie zależało mu na tym, by pocałunek stał się bardziej namiętny. Jeszcze nie tym razem. Być może przeczuwał, że ten pierwszy raz nie był ostatnim. Całując ją, czuł spokój i przyjemne odprężenie. Nie tego szukał dotąd w kobiecie. W pewnej chwili po prostu się od niej odsunął. Przyjęła to z absolutnym spokojem. - Nie chciałem cię wystraszyć - szepnął. - To był test. - Nie przestraszyłam się. http://www.pogotowie-weterynaryjne.pl/media/ potrzebowała, by zmierzyć się z tą szaloną kobietą. Wiedziała teraz, jak czuje się schwytana przez kota mysz, gdy on z nią igra, nim ostatecznie pozbawi ją życia. - Nie powinnaś była opowiadać kłamstw o twoim opiekunie, droga Becky. - Nigdy tego nie robiłam. To Michaił jest kłamcą. Eva Campion smagnęła ją po twarzy szpicrutą. - Nienawidzę łgarzy! - Ja nie kłamię. - Owszem. Śliczne z ciebie stworzenie, prawda? Stanowczo zbyt śliczne. Wiesz, co tu mam? - wycedziła Eva, pokazując jej małą buteleczkę, wypełnioną gęstym płynem jasnego koloru. Becky przymknęła na moment oczy. - Nie. - To witriol. Zagęszczony kwas siarkowy. W Londynie ciągle zdarzają się ataki z jego

W namiocie szesnastu pozostałych uczestników turnieju czekało w skupieniu. Czas wlókł się dziwnie wolno, mimo że kolejny sygnał rogu zabrzmiał ledwie pół godziny później. Rozpoczęła się druga tura. Podobnie jak poprzednim razem, para, która przy każdym ze stołów osiągnęła najwyższy wynik, przechodziła do tury trzeciej, gdzie już tylko ośmiu graczy grało przy dwóch stołach. Sprawdź powinni cię widzieć. Mogą nam napytać biedy swoją nieostrożnością. Zaraz tu wrócę. Becky, zarumieniona, zapinała stanik. - Zobaczę tylko, co z puddingiem. Alec nabrał tchu, poprawił ubranie i pospiesznie wyszedł na korytarz. Był zdumiony i zarazem zachwycony, że się zaręczył. Bracia chyba mu nie uwierzą. Poślubienie Becky było czymś słusznym i honorowym. Cieszył się, że uparta dama jego serca wreszcie zgodziła się wyjść za niego, ale radowało go też coś więcej. Po raz pierwszy w życiu czuł, że może związać się z jakąś kobietą. I po raz pierwszy gotów był podjąć takie zobowiązanie. Uznał jednak, że lepiej o tym za wiele nie rozmyślać, bo najpierw musi się do tej sytuacji przyzwyczaić. Ale nic nie mogło wytrącić go z błogostanu. Raczej wbiegł, niż wszedł do holu. Gospodyni stała u stóp schodów, wskazując na pierwsze piętro, gdzie mieścił się salon, z zaambarasowaną miną. Nim jeszcze do niego dotarł, uderzyło go, że jego hałaśliwi przyjaciele zachowują się