znaczyła wiele dla swojego kochanka.

zime. Było zimno. Rzesko. Mroznie. - Conrad zawsze był głupim, starym draniem - powiedział Nick, kiedy szli na parking. - Jest chory. - Nie zachowywał sie lepiej, kiedy był zdrowy, wierz mi. Marla spojrzała na niego, dopiero kiedy dotarli do furgonetki. Troche ju¿ ochłoneła, ale na policzkach ciagle miała ciemne rumience. 320 - Nastepnym razem, kiedy wpadne na swietny pomysł, by odwiedzic moich krewnych bez zaproszenia, zastrzel mnie, dobrze? - powiedziała. - Postaram sie zapamietac. - Nick otworzył drzwiczki i Marla wsuneła sie na siedzenie. Nick usiadł za kierownica i właczył silnik. - On wział cie za kogos innego. - Zauwa¿yłam - odparła Marla ironicznie. - Ale czy mo¿na miec do niego o to pretensje? Nawet ja mam czasami watpliwosci co do tego, kim własciwie jestem. - Zmru¿yła oczy, raził ja blask słonca swiecacego przez przednia szybe. - http://www.protezy-zebowe.com.pl/media/ zasada w jej ¿yciu. Tak, mieszkała tu, sama, choc byli w jej ¿yciu me¿czyzni, wielu me¿czyzn, kochanków, którzy przychodzili i odchodzili... Rozrywkowi wieczni chłopcy, z którymi miło spedzała czas, ale nie miała zamiaru sie wiazac, bo w ogóle nie miała zamiaru wiazac sie z nikim... Mierzyła bardzo wysoko. Teraz oparła sie o framuge drzwi sypialni i znowu przed oczami staneły jej ich przystojne twarze. Ronnie. Sam. Benton... i inni... ale ¿aden z nich nie dotykał jej tak, jak Nick. ¯aden nawet w połowie mu nie dorównywał, ani jako człowiek, ani jako kochanek. - Lepiej usiadz sobie - zaproponował Nick, przekładajac delikatnie Jamesa z jednego ramienia na drugie. -I powiedz mi,

Trzy lata przed narodzinami jej syna Jamesa - dwa, nim został poczety. - O Bo¿e - szepneła. Nagle zakreciło jej sie w głowie. Przypomniała sobie, jak doktor Robertson nie chciał pokazac jej szpitalnych dokumentów, a Alex nalegał, by wracali do domu. Tłumaczył jej, ¿e jest zbyt zmeczona, ale prawda była Sprawdź powa¿na twarz. Patrzył na nia z troska, zaciskajac usta i marszczac brwi. - Zabieram ja do lekarza. W pokoju był ktos jeszcze. Ten cholerny pielegniarz nagle wyszedł z cienia i znalazł sie w zasiegu jej wzroku. - Pan Cahill pozostawił mi wyrazne zalecenie, by jej nie przeszkadzac w odpoczynku - oznajmił Tom. Nick spojrzał na niego wyzywajaco. - To pech. - Wsadził pantofle Marli do kieszeni kurtki. - Opieka nad pania Cahill to mój obowiazek. - Zapamietam to sobie. - Nick pochylił sie nad łó¿kiem i delikatnie wział Marle na rece, po czym, nie zwa¿ajac na jej słabe protesty, zaniósł ja do windy.