- Och, tak! Co to za ptak?

ekspertów stresowi najlepiej przeciwdziałać śmiechem. - Przechyliła zalotnie na bok głowę. - Z największą przyjemnością będę nosić ten mundurek, doktorze Galbraith, jeżeli wpłynie to korzystnie na pańskie zdrowie! Odwróciła się na pięcie i weszła do środka. Patrzył za nią, na jej smukłą sylwetkę: wąskie ramiona, szczupłą talię, zgrabne R S pośladki, długie nogi... Płonął z pożądania. Tak samo jak tego dnia, gdy zobaczył ją nagą nad jeziorem. Powiedziała, że śmiech jest wspaniałym antidotum na stres, ale czy wiedziała, że najlepszym remedium jest seks? Nie kochał się z kobietą od ponad dwóch lat. Prawdopodobnie dlatego tak łatwo się teraz podniecał. To dlatego od paru dni miewał erotyczne i dziwnie niepokojące sny. Sny o niani; swoich dzieci! Jeżeli już musiał w ten sposób śnić, dlaczego nie o kimś innym? O kimś z jego sfery? Dlaczego nie śnił na przykład o Camryn? Stanowiłaby dla niego wręcz idealną partnerkę. Desperacko uchwycił się tej myśli. Camryn była piękna, inteligentna, pełna http://www.przydomowa-oczyszczalnia.info.pl/media/ Clemency nie znalazła słów, by odpowiedzieć. Nie minęło wiele czasu, a Arabella odzyskała pewność siebie i zapomniała o obawach. Zawsze przepadała za tańcami, a Mark był miły i zachowywał się poprawnie. Zauważyła też, że wpadła w oko kilku innym mężczyznom, i z takim zapałem oddała się zabawie, że do reszty straciła poczucie czasu. Jednak nawet ją musiało dopaść zmęczenie i po pół godzinie skocznych pląsów zaczęła błagać Marka o krótką przerwę. - Bawię się wspaniale! - krzyknęła. - Ale złapała mnie kolka i nie mogę się ruszać. - Napije się pani czegoś? - spytał Mark, zerkając na zegar. Poprowadził ją w kierunku bel siana, które służyły za ławki, i znalazł jej miejsce obok dwu postawnych pań. - Och, tak! - Zauważyłem, że niektóre z panien piją lemoniadę. Jeśli pani chwilę tu poczeka, mógłbym ją przynieść. - Tak, z wielką chęcią, panie Baverstock. Wróci pan zaraz? - Oczywiście, będę z powrotem jak najszybciej - obiecał i zniknął w tłumie koło namiotu z piwem. Po kwadransie Arabella poczuła lekki niepokój. Siedzące obok niej kobiety już odeszły i wydało się jej, że jest Wystawiona na ostrzał ludzkich spojrzeń. Poza tym miała na sobie tylko cienką, perkalową sukienkę z krótkimi rękawami i zaczęła się trząść z zimna. Dzień był wprawdzie bardzo upalny, lecz teraz zerwał się od wschodu chłodny wiato Przypomniała sobie o pozostawionym w pobliżu płaszczu, ale gdzie go szukać? Rozejrzała się dokoła i z ulgą dostrzegła wciśnięte koło starego dębu zawiniątko. Rzuciwszy okiem na namiot z piwem, podbiegła do drzewa. Wprawdzie znalazła tam płaszcz, ale ubrania Marka już nie było. Nagle zdała sobie sprawę z całej kłopotliwości swojego położenia. Baverstock ją porzucił, nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości. Co począć? Jest tu naturalnie wiele osób z wioski, które znała z widzenia, ale wzbraniała się przed zwróceniem się do nich o pomoc. Wiadomość rozniesie się lotem błyskawicy i prędzej czy później dowie się o tym ciotka Helena - tak jak zwykle bywało przy jej niefortunnych eskapadach. Tym razem z całego serca pragnęła tego umknąć. Lysander obiecał, że przyjedzie, ale gdzie on jest? Włożyła płaszcz i nasunęła na twarz kaptur. Nagle ujrzała brata. Stał w cieniu na skraju placu i rozmawiał z jakąś dziewczyną. Co więcej, obejmował ją ramieniem. Arabella wstała i podeszła w ich stronę. Już ona mu wygarnie, co o tym myśli! Miał opiekować się siostrą, a zamiast tego zadaje się z jakąś wiejską dziewką! W tej samej chwili dziewczyna odwróciła się i Arabella dostrzegła twarz i kos¬myk jasnych włosów.

Mark spojrzał na nią z niedowierzaniem. Wiedział wprawdzie, Ŝe w Royal prawie wszyscy jeŜdŜą wierzchem, lecz nie sądził, Ŝe ona teŜ. Z jakichś powodów nie wyobraŜał sobie jej dosiadającej konia. Była, tak sądził, za bardzo zasadnicza. - Mam konie na moim ranczu. MoŜesz jeździć, ile ze chcesz. John Collier zajmuje się nimi. Na pewno dobierze ci właściwego rumaka. Odgarnęła opadające jej na twarz włosy i rzekła: Sprawdź ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY CZWARTY Klub nazywał się Rack. Położony na obrzeżach Dzielnicy Francuskiej, z dala od legalnych lokali i niedostępny dla turystów, otwierał podwoje o północy, a kończył działalność o świcie. Obsługiwał klientelę o dość nietypowych gustach seksualnych - sadyści, masochiści, miłośnicy skórzanej bielizny, kolców, łańcuchów i pejczów. Tam właśnie weszła Hope St. Germaine. Santos gwizdnął pod nosem. Pięć dni ją śledził i w końcu uzyskał coś konkretnego. Ale żeby tutaj? Pokręcił głową. Gdyby nie przekonał się na własne oczy, gdyby nie jechał za nią i nie widział, jak wysiada z samochodu i ubrana na czarno, z twarzą ukrytą za woalką, szybko wchodzi do środka, nigdy by nie uwierzył. Prawie ją miał. Nasunął głębiej na oczy czapkę nowoorleańskiej drużyny Saints i wysiadł z auta. Jackson, korzystając ze swoich źródeł, odkrył, że St. Germaine podjęła ostatnio z banku dwadzieścia pięć tysięcy dolarów w gotówce. Sprawdził też, że nie wpłaciła tych pieniędzy na żaden inny rachunek, w każdym razie jego informatorzy nic o tym nie wiedzieli. Podejmowanie gotówki nie jest jeszcze przestępstwem. Poza tym zdobyta nielegalnie informacja nie była żadnym dowodem. Santos potrzebował zatem czegoś więcej: potwierdzenia, że Hope zastawiła na niego pułapkę. Wszedł do klubu, pochylając nisko głowę. Nie chciał, żeby ktoś go rozpoznał. Wiele lat temu dokonał tu rutynowej kontroli, po której klub został zamknięty. Jeśli dobrze pamiętał, raptem na siedemdziesiąt godzin. Wydział nie miał ani pieniędzy, ani ludzi, by zajmować się każdym przypadkiem łamania prawa, tym bardziej gdy sprawa dotyczyła dobrowolnego seksu między dorosłymi. Choćby to był seks o szczególnym charakterze. Rozejrzał się po wnętrzu. Było tu elegancko i miło, wystrój nieco staroświecki, wyszukany, dość zaskakujący jak na miejsce dostarczające sadomasochistycznych uciech. Ale też Rack przyciągał bogatą klientelę, ludzi nawykłych do najwyższego standardu, nawet w takim klubie. Przecisnął się wśród gości odzianych w czarne, nabijane ćwiekami skóry, zatrzymał na moment, by przepuścić jakiegoś mężczyznę, który prowadził na smyczy swojego „przyjaciela”. Przy barze kobieta obuta w piętnastocentymetrowe szpilki opierała nogę na nagich plecach swojego towarzysza, traktując je jako podnóżek. Santos skrzywił się, kiedy wbiła ostry obcas w żywe ciało. W barwnym tłumie, gdzie strój był wyrazem seksualnych upodobań, można było też dojrzeć najzwyczajniej ubranych ludzi - szare garnitury bankierów i księgowych. Nigdzie nie widział Hope St. Germaine. Musiała pójść do pomieszczeń prywatnych. Zaklął i rozejrzał się raz jeszcze. Wejście na zaplecze wymagałoby interwencji prawa.