że nadeszła jej kolej.

do swojego pokoju. Marzył o tym, by budzić się w jej ramionach. - Tak, doskonale. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jaka jestem zmęczona. Laura zmusiła się do przeczekania śniadania, choć jej torby były już spakowane. Nie chciała jechać, nie chciała się z nimi rozstawać. Ale Richard poradzi już sobie bez niej. Spełniła swoje zadanie. Katherine Davenport dzwoniła wczoraj z informacją, że ma dla niej nowe zajęcie. Czas ruszać. -Jedziemy z Kelly do sklepu. Wybierzesz się z nami? -Nie, muszę skończyć pranie. I jestem jeszcze trochę zmęczona. Richard podszedł do niej i otoczył ją ramionami. - Brakowało mi ciebie wczoraj w nocy - powiedział. Ledwie kiwnęła głową. Richarda przestraszyła pustka w jej spojrzeniu. -Co się dzieje? -Nic, na co nie pomógłby sen. -Więc czemu nie wrócisz do łóżka? Jest dopiero ósma. -Może wrócę. Nie była w stanie wydusić z siebie prawdy. Kilka minut później Richard i Kelly jechali wolno drogą, http://www.psychopedagogika.pl/media/ Zauważył też, że jest dosyć obyta. Z pewnością wiedziałaby, jak należy zachować się w towarzystwie i jak tytułować różne osobistości. Zachowywała się tak, jakby miała dużo więcej lat. No, może nie tak dużo, ale na pewno z dziesięć. Richard skręcił w Gerard Street, prowadzącą w stronę jeziora. Uśmiechnął się, przypomniawszy sobie sposób, w jaki Julianna na niego patrzyła. Jakby całkowicie mu ufała. Jakby wierzyła w niego bez najmniejszych zastrzeżeń. Już teraz była przekonana, że on wygra te wybory. Te i kolejne, za każdym razem o wyższą funkcję... Potrząsnął głową, rozbawiony własnymi myślami. Kiedy tak na niego patrzyła, przypomniał sobie lata spędzone w Tulane. To wtedy był prawdziwym zwycięzcą. Nie do pobicia. Wystarczyło, że skinął palcem i miał wszystko, czego zapragnął.

– Ja też ograniczę się do kawy – rzekła teraz do niego. – Jestem tak najedzona, że do końca dnia już niczego nie przełknę. – Och, kolację jada się tu dopiero o dziewiątej lub dziesiątej wieczorem – rzucił. – Do tego czasu z pewnością odzyskasz apetyt. Po obiedzie przespacerowali się po rozprażonych słońcem chodnikach, szukając ochłody w cieniu budynków. Sprawdź - Mamy sobie coś do wyjaśnienia, chłopcy. Poczekajcie na mnie w salonie. - Jack postawił Patryka na ziemi i otworzył drzwi do domu. Wrócił mu surowy wyraz twarzy. - Chciałbym, żebyś i ty była obecna przy tej rozmowie - zwrócił się do Malindy. - To chyba nie najlepszy pomysł. Załatwcie to w gronie rodzinnym. - Uciekając do ciebie, chłopcy włączyli cię w całą sprawę. Proszę - dodał, widząc wahanie Malindy. JEDNA DLA PIĘCIU 151 Malinda nie chciała zostać. Pragnęła wrócić do domu. Spotkanie z nim było po prostu zbyt bolesne. Ale to „proszę" sprawiło, że nie była w stanie odmówić.