- Sama nie wiem...

Novak wpatrywał się w ciemność, próbując wyobrazić sobie małą dziewczynkę o ciemnych udręczonych oczach z siniakami na ciele. - Kocham cię. Clare odnalazła jego dłoń. - Ja ciebie też. - Po chwili spytała znowu: - Więc spróbujesz? - No nie wiem. Ona nie prosiła o pomoc. - Masz na myśli matkę. Zresztą dziecko też nie prosiło. - Bo nie mogło. - Rzeczywiście. Potem zasnęli, ale Novaka w nocy zbudziły pojękiwania żony, która widocznie miała zły sen. Kiedy zapalił lampkę, zobaczył na jej policzkach łzy, co go mocno zaniepokoiło. - Dobrze się czujesz? - zapytał rano przy ubieraniu. - Świetnie. Teraz jestem pewna, że pomożesz tej małej. - Powiedziałem, że jeszcze nie wiem - odparł, http://www.psychoterapiawarszawa.info.pl - Siostrzyczka?! - wstrząśnięte krzyknęłyśmy z Orsaną. - Przyrodnia - niechętnie uściśliła Lereena. - I nie ma co się tak na mnie patrzeć, wszystkie pretensje do mojej matki! Już ja, to bym za nic nie zniżyła się do mieszanego ślubu... - No i pomrzesz starą panną - wywróżył Rolar. – Z ciebie nie to, że Władca - ostatni troll za żonę nie weźmie, chyba że pół doliny w posagu obiecasz! Zresztą, ona teraz i za darmo nikomu nie potrzebna – cała jest naszpikowana łożniakami, odgrodzona od całego świata przez zatrutą rzekę! Jak wpadłaś na sposób rozprawić się jeszcze z rusałkami, co? W czym ci przeszkadzali? - One pierwsze zaczęły! - oburzyła się Władczyni. - Tak w ogóle bez przyczyny? Chociaż próbowałaś z nimi porozmawiać? - Ja? Z rusałkami, stojąc po pas w wodzie i wysłuchując ich wiecznych kpin?! - Lereena zrobiła obrzydliwy grymas. -- A od czego jest Rada Seniorów? - Wszystko jasne- mrocznie stwierdził Rolar. - rusałki od razu rozgryzły łożniaków i bez gadania wysłali ich na dno, a Lerka, nie znalazłszy czasu osobiście się we wszystkim zorientować się, posłała do Danawiela jakiegoś ze swoich fałszywych doradców. A ten, wróciwszy, naopowiadał Władczyni o strasznie groźnych rusałkach i podpowiedział jej aby zatruła rzekę rzekę. Prawda? - A co jeszcze miałam robić? - odburknęła Władczyni. - Nic - pokornie przyznał wampir i, nagle rzuciwszy się w stronę ołtarza, tak ryknął, zawisłszy nad Lereeną, że z piskiem przewróciła się plecami na płytę, jak nieszkodliwy szczeniak. -- Wszystko, co mogłaś, to już zrobiłaś, idiotko! Kpiny jej, widzisz, wygadują! Niechętnie w nowym płaszczu do rzeczki włazić! Teraz wpadłaś po samą głowę, przy czym wcale nie w wodę! Kiedy indziej my byśmy z ogromną przyjemnością poobserwowali tą burzliwą rodzinną scenę, ale za drzwiami rozbrzmiał głośny krzyk, który sekundę później zastąpiło rżenie, tupot, chrzęst broni i wybiórcze okrzyki wściekłości i bólu. Orsana znów przylgnęła do otworu, a ja zgięłam się przy szczelinie. Nie wiadomo, który z dowódców pierwszy odważył się machnąć ręką, ale długo oczekiwany gest był przyjęty z entuzjazmem, i na placu zapanowało borowy wie co. Ku naszej niewypowiedzianej uldze, nasz ratunek szybko rozeznał się w sytuacji i zgodnie zaatakował pseudo wampiry gnomimi mieczami. (chyba Gromyko nie może się zdecydować – przyp. red). Dwa oddziały, które poruszały się konno, dosłownie zgniotły kilka rzędów łożniaków, ale potem ugrzęźli w tłumie, a wtedy w ruch poszły miecze i gwordy. Za moimi plecami Rolar kontynuował wrzeszczeć na Lereenę, ale jego głos tonął w wojennym zgiełku i nie można było zrozumieć poszczególnych słów. Przez kilka minut ludzie i wampiry musieli się bardzo sprężać - na żywych łożniaków konie nie reagowały, ale poczuwszy fetor bijący od rozkładających się trupów, szybko oprzytomniały i stanowczo zrezygnowały z udziału w bitwie. W siodle została tylko Kella. Galopem przemierzała kręgi wokół placu, rozsądnie nie mieszając się do walki z powodu braku broni i Woltowi musiał walczyć za dwoje, depcząc łożniaków, którzy nawinęli mu się pod kopyta.

że Allbeury nie będzie zachwycony. Utrata koncentracji. Cholerny idiota, sklął się w duchu. - Zechce pan wysiąść? - Po co? - spytał Novak, absolutnie nienapastliwie. - Mieliśmy meldunek, że mężczyzna odpowiadający pańskiemu rysopisowi w samochodzie Sprawdź Jeśli Robin Allbeury nie był zachwycony ponowną wizytą Helen Shipley, która wymógłszy na nadinspektorze Kirbym, by ten pozwolił jej odłożyć na razie na bok sprawę narkotykową i stos roboty papierkowej, zjawiła się w Shed Tower w towarzystwie Jima Keenana, to nie dał tego po sobie poznać. - Nie dziwi pana mój widok? - spytała, kiedy prawnik, ubrany w szary kaszmirowy sweter i grafitowe wełniane spodnie, wprowadził ich do salonu z bajkowym widokiem. - Niestety, niespecjalnie. W świetle powiązań tych dwóch kobiet z moją osobą, oczekiwałem nawet tej