sprzątaczka, która znalazła trupa w basenie. Hayes i Bledsoe przyjęli zgłoszenie od umundurowanego funkcjonariusza, który pierwszy był na miejscu zbrodni i wezwał detektywów. Zjawili się tam jednocześnie z ekipą z laboratorium.. Oczywiście tuż za nimi jechał telewizyjny wóz transmisyjny. Shana McIntyre nie uderzyła głową o brzeg basenu, choć na obramowaniu była krew. Sińce na szyi i inne ślady sugerowały, że ją zaatakowano. Później, podczas oględzin miejsca zbrodni, znaleźli laptop w salonie. Różowy mac zawierał jej terminarz z nazwiskiem Bentza wpisanym wielkimi literami. – Ciekawe – mruknął Bledsoe. – Facet jest tu zaledwie tydzień, a już mamy trzy trupy. Bliźniaczki i kobieta, która wpisuje go do terminarza. Bentz to niezłe ziółko. Hayes nie wyciągał pochopnych wniosków. – Nie myślisz chyba, że miał coś wspólnego z morderstwem bliźniaczek. Bledsoe gniewnym wzrokiem przyglądał się monitorowi Shany McIntyre. – Nie, nie myślałem. Ale teraz... – Podrapał się w brodę, łypnął znad okularów do czytania. – Sam już nie wiem. Słuchaj, nigdy nie uważałem Bentza za mordercę. Ale coś tu śmierdzi, Hayes. Obaj to wiemy i obaj wiemy, że ma to jakiś związek ze starym dobrym Rickiem, który wrócił do Los Angeles. Z tym Hayes już nie dyskutował. Mąż Shany, Leland McIntyre, który specjalnie wrócił wcześniej z Palm Springs, wydawał się szczerze poruszony. Miał alibi, ale nie wykluczali morderstwa na zlecenie. Leland http://www.qmed.com.pl Bo też rzeczywiście wydarzyło się dawno temu, jeszcze zanim dostrzegła we włosach pierwsze siwe pasma, zanim jej ciało zwiotczało tam, gdzie niegdyś było jędrne i twarde. Jezu, starzeję się... Dojrzewam, poprawiła się w myśli. Nie miała jeszcze pięćdziesięciu lat, a przecież zna wiele kobiet, które nawet po sześćdziesiątce wyglądają zabójczo, choć kosztowało je to mnóstwo pracy. Fuj. Krytycznie przyjrzała się swojej figurze i musiała się uśmiechnąć. W kółko słyszała komplementy: że jest piękna, świetnie wygląda i na razie nikt nie dodawał Jak na swój wiek”, co znacznie obniża wartość komplementu. Narzuciła szlafroczek, choć właściwie nie musiała. Pokojówka juz dawno wyszła, ogrodnik przyjdzie dopiero za kilka dni, Leland wyjechał – znowu kokietował ważnego klienta w Palm Springs. Zbiegła z marmurowych schodów, przemknęła przez salonik i patio. Dirk szczekał jak szalony, a psy sąsiadów odpowiadały mu piskliwym skowytem.
Drugi. – No, już. – Trzeci dzwonek. – Dawaj! Tym razem detektyw odebrał. – Hayes. – Tu Bentz. Mam Fernanda Valdeza. Szli w stronę sali gimnastycznej. Studenci przyglądali się im ciekawie, ale nikt się nie zatrzymał, nie zapytał, o co chodzi. Sprawdź Może poleci jutro. Albo za kilka dni... Poprawiła poduszkę i zdecydowała, że pierwsze, co zrobi rano, to kupi sobie bilet. Poleci do Los Angeles, do męża, czy on tego chce, czy nie. W końcu o to chodzi w małżeństwie, prawda? O bliskość. Kontakt. Zaufanie. O Boże... Traciła go, czuła to w pustej sypialni. Ale nie podda się bez walki, do cholery. Nie odda go walkowerem. Zamknęła oczy, chciała zasnąć i już odpływała, gdy znowu rozdzwonił się telefon. – Ty draniu... Jeszcze zanim rozbrzmiał drugi dzwonek, nastawiła się na kolejny makabryczny żart. – I co teraz? – warknęła. – Ja też cię kocham – powiedział Bentz. Od razu złagodniała, słysząc jego głos, poczuła, że wzruszenie ściska jej gardło. Boże, ależ za nim tęskni. – Cześć – szepnęła ze łzami w oczach. Boże, zachowuje się jak wariatka. Łzy? To na