zachował ostroŜności, mogłaby mu porządnie zajść za skórę.

- Och, milordzie! - Clemency zdała sobie sprawę, że jej serce wali jak oszalałe. - No więc? - Lysander schylił się, puszczając Clemency, podniósł świecę i ponownie ją zapalił. Wyglądał wyjątkowo groźnie. Ciemne oczy patrzyły srogo, a zaciśnięte usta przypominały cienką kreskę. Chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie, przystawiając świeczkę do jej twarzy. - Czy przypadkiem nie na spotkanie z pewnym dżentelmenem? - Co... co ma pan na myśli? - Mnie pani nie oszuka. Panna Baverstock ostrzegła mnie, że ostrzy pani sobie zęby na jej brata. Mark, planując dziś rano wcześniejszy wyjazd z Candover Court, z pewnoś¬cią przekonał śliczną pannę Stoneham, że będzie jej lepiej pod jego opieką. Co takiego pani obiecał? Paryż? Lożę w operze? Clemency słuchała jego przemowy z niedowierzaniem, lecz nagle gniew wziął górę nad wszystkim. - Czy pan naprawdę myśli, że uciekłabym z tym... z taką kreaturą? - wrzasnęła. - Pan chyba postradał zmysły. - Cicho! - Nic na świecie nie skłoniłoby mnie nawet do rozmowy z nim, chyba że zostałabym do tego zmuszona. W moich oczach zasługuje jedynie na pogardę! Lysander odstawił świeczkę na stół i splatając ręce na piersiach, oparł się o ścianę. - Co to ma znaczyć? Przemawia przez panią złość. Blada z przejęcia i wściekłości Clemency sięgnęła do kieszeni płaszcza i podała mu list Arabelli. - Proszę to przeczytać, milordzie - rzekła. - Zobaczy pan, że usiłuję tylko zapobiec zhańbieniu pańskiej siostry. Markiz zmarszczył brwi, wziął kartkę i przebiegł po niej wzrokiem. Arabella tego nie napisała, tego był pewien, więc kto to zrobił? To dość niezręczna podróbka. Jeśli chodzi o pannę Stoneham, miał dość mieszane uczucia. Nie potrafił ukryć olbrzymiej ulgi, jaką poczuł, słysząc z jej ust oskarżenia pod adresem Marka. Z drugiej strony dręczyła go myśl, że mimo to może udawać. - A więc wszystko staje się jasne - powiedział z wolna. - Tylko dla pana, milordzie - odparła ostro dziewczyna. - Ja nic z tego nie rozumiem! W każdym razie, stojąc tu, marnujemy czas. - Zerknęła na zegar na ścianie. - Jest już kwadrans po dziesiątej, proszę się pośpieszyć. - Mark nie skrzywdzi Arabelli - stwierdził Lysander, złożył list i schował go do kieszeni. - To pani go interesuje. - Ja?! - Powinienem był się wcześniej domyślić, przynajmniej to jest oczywiste - odparł ponuro. - Chodźmy, koń czeka na zewnątrz. - Ale... ja nadal nie rozumiem. - Clemency zadrżała. - Nie wybieram się nigdzie z panem Baverstockiem. Czy pan chce mnie do tego zmusić? - Głos dziewczyny załamał się. - Panno Stoneham, proszę użyć swojej inteligencji. Czy wyglądam na stręczyciela? Arabella opowiedziała mi o tej eskapadzie już kilka dni temu. Mark zarezerwował pokój w „Koronie” i zamierza tam zhańbić panią, a nie Arabellę. Moim zdaniem zgubi ją wkrótce gdzieś w tłoku i pośpieszy do zajazdu, by zdążyć na spotkanie z panią. Chyba zamierzała pani jechać na ratunek swojej podopiecznej? http://www.rally-cars.com.pl protestować dłużej. Musiała przyznać, że w głębi serca cieszyła ją perspektywa zejścia na dół. Siedząc w pokoju Amy, przyłapała się na tym, że przytupuje w rytm dobiegającej z dołu muzyki. Miała ochotę tańczyć, wirować w rytm skocznych piosenek. Na jej widok twarz Lexa Brennena rozświetlił promienny uśmiech. - Camryn - zwrócił się do gospodyni. - Twój książę z bajki wreszcie się odnalazł. Całe szczęście! Jeszcze chwila i twoja mama zadzwoniłaby po policję - zażartował. - Podobno poszedł na spacer i stracił rachubę czasu, ale teraz możesz go znaleźć na patio. Rozmawia z gwiazdami. Camryn zaśmiała się głośno. - Nigdy nie uda mi się zaciągnąć go na parkiet! Genevieve

- A po drzemce lubi dostać ciasteczko i szklankę mleka - powtórzył. Spojrzała na niego pytająco. Chyba z niej żartował... W je- R S go oczach tańczyły iskierki rozbawienia. Chwilę później roześmiał się głośno. Sprawdź Zachichotał. - To, co słyszysz. Po czym pocałował ją, a ona całkiem zapomniała o boŜym świecie. Jedyne, co zapamiętała, to to, Ŝe walczył z jej koszulą nocną, potem z guzikami własnej piŜamy, a potem wkładał kondom i w końcu wprawił w ruch dłonie, które doprowadziły ją... Doznawała dziwnego uczucia, Ŝe Mark Hartman nie porzuci jej. I nie porzuci przez długie lata. ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY Mark wszedł do sypialni Eriki i zobaczył bratanicę siedzącą na podłodze, szperającą z zapałem w pudle z zabawkami. Piękno tego, czego oboje z Alli zaznali, poraŜało go, gdy przywoływał te chwile w pamięci. Rano teŜ się z nią kochał, raz, drugi, i mógłby kochać się z nią w