paskudny nóż, odciął gazę, potem rozerwał koniec na dwie długie

długich sekundach powoli osunął się i spoczął na ciele kobiety Potem był spokój, była pustka i cisza. Milla leżała bezwładnie, zbyt wyczerpana, by się ruszyć, z trudem oddychając i próbując opanować szloch. Nigdy dotąd nie chciało jej się płakać po seksie i nie widziała sensownego powodu, dla którego teraz miałoby być inaczej. Ale czuła, że tego potrzebuje. Po prostu chciała sobie trochę popłakać wtulona w ramię mężczyzny Dlatego, że to, co zrobiła, było totalną pomyłką? Czy może dlatego, że było już po wszystkim? Diaz ciągle leżał na niej, oddychając ciężko, i czuła delikatne, subtelne drgnięcia jego mięśni. Tak jakby nie był jeszcze całkiem zaspokojony - albo jakby myślał o kontynuacji. Co się mówi po czymś takim? „Super" brzmiałoby głupio i niewłaściwie. Chciała raczej powiedzieć „jeszcze". W tej chwili pragnęła tylko, by nigdy się nie rozdzielali. Zdrowy rozsądek kiedyś powróci, tego była pewna. Może za kilka minut. Może jutro. Do tego an43 303 czasu chciała czuć Diaza w sobie. Chciała raz jeszcze poczuć to, co http://www.rehabilitacja-swinoujscie.com.pl/media/ niebezpieczeństwo nie grozi mu tylko ze strony Diaza. To on, Pavon, był jedynym ogniwem łączącym Gallaghera nie tylko z obecnymi an43 316 sprawami, ale także z porwanym dziesięć lat wcześniej dzieckiem Milli Boone. Najpewniejszym sposobem ochrony własnego tyłka byłoby zerwanie tego ogniwa. - Może za dwa tygodnie? - powiedział Pavon ostrożnie. - Dwa... co?! Do cholery, możesz dotrzeć tu szybciej! - Może wcale nie chcę porzucać tego pięknego miejsca. Mam tutaj wszystko, co potrzebne do życia. I nikt nie wie, jak mnie tu znaleźć. Jeżeli się ujawnię, ludzie rozpoznają moją twarz. Muszę się

33 Meksykanin odpowiedział szerokim szczerbatym uśmiechem. Był niskim żylastym mężczyzną w nieokreślonym wieku (gdzieś pomiędzy czterdziestką a siedemdziesiątką), który nieodmiennie prezentował pozytywne i radosne podejście do życia. - Staram się - powiedział z nowojorskim akcentem. Benito Sprawdź Ciekawe, jak poradziłaby sobie bez Diaza. Chociaż przeklinała go do trzeciego pokolenia, to pozostawała przecież od niego całkowicie zależna. Najczęściej zostawiał ją w spokoju, trzymając się na uboczu i nie odzywając do niej godzinami, zajmując raczej tym wszystkim, co ktoś po prostu musiał zrobić, rzeczami podstawowymi. Na początku chodził za nią podczas spacerów, ostatnio zaprzestał nawet tego. W milczeniu, bez zrzędzenia i narzekania, robił wszystko, co mógł, by pomóc Milli przetrwać. Kochał ją. Ta myśl... To był prawie mistyczny moment. Milla oparła głowę na kolanach. Jak, na Boga, mogła pogodzić to, co jej zrobił - wzbraniając dostępu do Justina - z czułością opieki, którą otaczał Millę przez ostatnie kilka tygodni? Usłyszała silnik, a potem trzaśniecie drzwi. Wrócił. Słyszała, jak