– Agent specjalny Pierce Quincy z FBI.

zajmie mu ładnych parę lat. - Bethie - podjął ostatnią próbę - czy ty też jesteś czasem zła? Była żona nie odpowiedziała od razu. Potem sama zadała mu pytanie, a jej głos brzmiał jakoś dziwnie. - Pierce, uważasz, że kiedy człowiekowi przeszczepiają cudzy organ, to otrzymuje coś więcej niż kawałek ciała dawcy? Może... Być może dostaje również część istoty dawcy, część jego duszy? - Transplantacja organu to procedura medyczna. Nic więcej. - Podejrzewałam, że tak powiesz. - Pomówmy jeszcze o Kimberly... - Jest zagniewana, potrzebuje swobody. Zrozumiałam, Pierce. Nie jestem taka głupia, jak myślisz. - Bethie... Usłyszał trzask. Rozłączyła się. Quincy powoli odłożył słuchawkę. I to - pomyślał zmęczony - zakończyło jedną z bardziej kulturalnych rozmów tego dnia. Pięć minut później Quincy usiadł przy kuchennym bufecie. Odsunął od siebie kawałek papieru z wypisanym nazwiskiem Tristana Shandlinga. Wyjął trzy notesy i trzy pisaki. Wcisnął guzik odtwarzania automatycznej sekretarki. Potem zaczął sporządzać dwustronicowy spis wszystkich miłych bandziorów, http://www.rehabilitacjadzieci.net.pl To śledztwo wyprowadzało ją z równowagi. Nigdy by się tego nie spodziewała. Przerażało ją. Rozwścieczało. – Muszę coś zjeść – oznajmiła niespodziewanie, wstając od prymitywnego biurka i zbierając swoje rzeczy. Quincy podniósł wzrok znad notatek. Popatrzył na nią łagodnie. Bez marynarki, z podwiniętymi rękawami i poluzowanym purpurowym krawatem wyglądał bardziej przystępnie. Ale też cienie pod jego oczami stały się widoczniejsze. Najwyraźniej superagent nie sypiał zbyt wiele nawet przed przyjazdem do Bakersville. – Dają w tej mieścinie jakieś żarcie? – zapytał z udawanym zdziwieniem. – A myślałem, że lunch opuściliśmy z konieczności. – Lunche są dla mięczaków – wpadła w jego ton Rainie. – Chodź. Zabiorę cię do baru u Marthy. Najlepszy stek z kurczaka w całym mieście. Quincy uniósł sceptycznie brew. Może nie dowierzał umiejętnościom kulinarnym

czuje się taki pewny siebie. Palcami bębnił po blacie stołu. - Jak myślisz, w jaki sposób cię zabije? - Zamknij się! - kolejny raz spojrzał na zegar. - Trucizna? A może coś bardziej osobistego? Albert, jesteś dla niego ciężarem. Wielkim tłustym ciężarem, który dzięki Glendzie nigdzie nie może się schować. Sprawdź jej środku. - Masz przyjaciół - powiedziała cicho. - Pomożemy ci. Ja ci pomogę. - Naprawdę? - Spojrzał jej prosto w oczy. - Rainie - powiedział łagodnie - powiedz, czego się dowiedziałaś o Mandy. Powiedz mi to, co oboje od dawna przeczuwamy. Rainie odwróciła wzrok. Dopiła kawę. Pustą papierową filiżankę postawiła na stoliku i zaczęła obracać ją w dłoniach. Nie chciała odpowiadać na jego prośbę i oboje o tym wiedzieli. Ale jednocześnie rozumiała, że nie może bagatelizować posiadanych wiadomości. Ona i Quincy mieli jedną wspólną cechę. O złych rzeczach woleli mówić wprost. Wyrzucić z siebie i załatwić sprawę. - Masz rację - powiedziała krótko - źle się dzieje w państwie duńskim. - To było morderstwo?