– Zgaduj – odparł głos. – Albo zapytaj RJ. On będzie wiedział.

Nadal na adrenalinie, planuję kolejny krok. Zbliżając się do autostrady, rzucam komórkę na fotel pasażera i uchylam okno. Tak, dzisiaj jest smog, ale to przecież Los Angeles. Mgiełka stanowi część miasta, co nie zmienia faktu, że czuję wiatr we włosach, gdy skręcam w stronę zjazdu. Komórka na kartę jest nie do wykrycia. Idealnie. Biedny Bentz. Nie znajdzie mnie; dopiero wtedy, gdy ja tego zapragnę. Wpadł prosto w moją pułapkę. Może jednak traci wyczucie. I dobrze. Nie miał pojęcia, że czuwam nad każdym jego krokiem, że go śledzę. Wtedy, gdy był u Shany McIntyre, dzisiaj, u tej suki Lorraine Newell; ależ z niej żałosna kreatura. A Bentz? Dobry Boże, ależ jest przewidywalny. Zawsze taki był. Naciskam sprzęgło, zmieniam bieg, zwalniam. Niedobra pora na mandat. Ale serce bije mi jak szalone. Czas podkręcić sytuację. Na tę myśl ogarnia mnie przyjemne ciepło. Odbicie mruga do mnie. – Mądra dziewczynka – mówię i rozmyślam co dalej. Bentz nawet się nie zorientuje, skąd padnie cios. http://www.stomatologkrakow.edu.pl/media/ miejscowymi funkcjonariuszami. – Były członek rodziny – poprawił Bledsoe, co rozdrażniło Hayesa jeszcze bardziej. Hayes zawsze uważał, że Bentzowi niesłusznie się oberwało, gdy obwiniano go o nierozwiązanie morderstwa sióstr Caldwell i postrzelenie dzieciaka. Fakt, stawiał się, ale te pomyłki nie oznaczały, że miał się stać kozłem ofiarnym i oberwać za wszystko, co dwanaście lat było nie tak w wydziale zabójstw. Hayes wbił wzrok w gęstą kawę w kubku. – Jeśli się okaże, że w grobie jest nie jego eks.. – Ale to jest ona, na miłość boską! Dlaczego, do cholery, bawisz się w adwokata diabła? – Bledsoe poniósł głowę znad stolika, na którym leżała gazeta „LA Times”, i spojrzał na dzbanek w ręku Hayesa. – Zostało jeszcze coś? – Nie. – Cholera.

Wybiegł z mieszkania i następnego dnia wniósł pozew o rozwód. Dobrze przynajmniej, że nie mieli dzieci. Dwa lata później poznał Delilah i wpadł po uszy, ale zachował ostrożność. Nie chciał ponownie popełnić tego samego błędu. Jeszcze raz rzucił okiem na budynek – czteropiętrowy apartamentowiec obłożony różowym tynkiem. Łuki w oknach i klasyczna dachówka przywodziły na myśl starą Kalifornię. Mieszkała na najwyższym piętrze – dwie sypialnie i sto Sprawdź jej w oczy. – Nie rób tego – mówiła spokojnie. – Posłuchaj. Jeśli... – Dosyć! – W okrągłych oczach płonęła furia. – Gadaj, ile chcesz, ale nie dam się na to nabrać, rozumiemy się? To już koniec. Umrzesz, Liwie, i to jeszcze dzisiaj. Wściekła, ale opanowana, sprawdziła ustawienia kamery i pobiegła na górę. Tym razem zostawiła włączone światła. Kamera rejestrowała każdy ruch O1ivii. Usłyszała odgłosy z góry, a potem potężny silnik obudził się od życia. Podłoga zadrgała. Łódź ruszyła. – O Boże – szepnęła pobudzona do działania. Obeszła klatkę, sprawdziła każdy pręt, choć wiedziała, że nie da rady ich wyłamać. Nie wydostanie się stąd. Z przerażeniem myślała o swoim losie: jest skazana na śmierć z rąk psychopatki. Jej