Obszedł ją wolno, pieszcząc przy tym ramiona, plecy, pośladki i brzuch. O dziwo, nie

- A ty bardzo podniecająca. - Uśmiechnął się szeroko. - Powiesz mi wreszcie, o czym rozmawiałyście z Rosę, czy będziemy się kochać? Doskonale zdawała sobie sprawę, że jego siła perswazji przewyższa jej siłę woli, zwłaszcza jeśli pragnęła tego samego co on. - Jest ci bardzo wdzięczna. Czego się spodziewałeś? - Nie rób ze mnie łajdaka. Rose powiedziała mi co najmniej z tuzin razy, że nie chce za mnie wyjść. Tak się szczęśliwie złożyło, że pojednanie z Robertem leżało zarówno w jej, jak i w moim interesie. - Jaki więc będzie twój następny krok? Fiona, zdaje się, o niczym nie wie. - Istotnie. Zajmę się nią, gdy przyjdzie pora. - Czyli kiedy? Wzruszył ramionami. - Wkrótce. Przecież ci obiecałem, pamiętasz? - Niczego od ciebie nie oczekuję, Lucienie. Skrzywił wargi. - Znowu jestem zbyt uprzejmy? - Nie licząc porwania mnie, okłamywania ciotki i intryg, o których mi nie mówisz. - Darowałbym je sobie, gdybyś zgodziła się za mnie wyjść. Przez chwilę pragnęła, żeby rozwiał wszystkie jej wątpliwości i obawy, bo wtedy mogłaby paść mu w ramiona i już nigdy więcej o nic się nie martwić. Chyba niemądrze http://www.stomatologwarszawa.edu.pl/media/ Cała radość Hope prysła w jednej chwili. Włożyła naszyjnik z powrotem do pudełka. Jej mąż już uwielbia córkę, pomyślała z rezygnacją. Już padł na niego urok idący z Cienia, a ten głupiec niczego się nie domyśla. - Nasza mała wywołała sensację w szpitalu. Zbiegły się pielęgniarki ze wszystkich pięter, żeby ją podziwiać. Trzeba ci było widzieć, jak się tłoczyły jedna przez drugą przy oknie sali noworodków. - Położył dłoń na dłoni żony, uścisnął ją. - Boże, jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Dziecko poruszyło się znowu, zakwiliło i zaczęło płakać. Hope zesztywniała na myśl, że powinna przystawić teraz córeczkę do piersi. Mała coraz głośniej domagała się jedzenia, już zanosiła się płaczem. Philip stropił się, nie bardzo wiedząc, jak się zachować i co myśleć. Nie rozumiał reakcji żony. - Hope, kochanie... ona jest głodna. Trzeba ją nakarmić. Pokręciła głową i wcisnęła się głębiej w poduszki. Twarz małej poczerwieniała, nabrzmiały złością płacz wzmagał się z każdą chwilą. Wykrzywiona buzia stała się raptem brzydka i przerażająca, niczym twarz ze złych snów. Cień. Mroczny Cień miał już to dziecko w swoim władaniu. Philip mocniej zacisnął palce na dłoni żony. - Skarbie... ona cię potrzebuje. Musisz ją nakarmić. Kiedy Hope ani drgnęła, wziął dziecko na ręce i zaczął nieporadnie kołysać, ale mała nadal płakała w głos, darła się na całe gardło. Podał córeczkę żonie. - Musisz. Hope potoczyła błędnym wzrokiem po pokoju, szukając drogi ucieczki. Z każdego kąta wyzierał Cień, wszystko przypominało jej, jaka była głupia, jak nierozumna.

Po dwudziestominutowym badaniu oznajmił, że Santos przeżyje. - Będziesz miał jutro paskudne siniaki i obudzisz się bardzo obolały. - Medyk zatrzasnął swoją pękatą torbę. - Ale poza tym wszystko w porządku, nie ma powodów do niepokoju. Miałeś szczęście, Todd. Polecił Lily, by przez najbliższych sześć godzin siedziała przy „krewniaku”, budziła go co dwie godziny, jeśli zaśnie, i dzwoniła, gdyby coś ją zaniepokoiło. Potem szybko wyszedł. Santos przypomniał sobie słowa Lily. Mówiła, że ona i doktor są przyjaciółmi i mają różne wspólne tajemnice. Jakie tajemnice, zastanawiał się, patrząc, jak starsza pani odprowadza przyjaciela do drzwi. Szli objęci, przytuleni, była w tym zażyłość wykraczająca poza stosunki sąsiedzkie i przyjaźń. Kiedy wróciła do kuchni, od razu przeszła do rzeczy: - Wolisz spać na kanapie na dole, czy wybierzesz sobie którąś z sypialni na piętrze? Sprawdź - Niestety tak. - Kamerdyner o takiej reputacji? Niemożliwe, żebyś brał udziału w porwaniu i więzieniu kobiety w piwnicy. - Zwykle nie robię takich rzeczy. - Ale... - Proszę wrócić do środka, panno Gallant. Nie wróciłaby, nawet gdyby nie utknęła. - Nie! Pomóż mi natychmiast. Potrząsnął głową. - Jeśli pozwolę pani uciec, lord Kilcairn będzie bardzo nieszczęśliwy. - A co ze mną? Mam tak wisieć? - Ciszej, jeśli łaska, panno Gallant. Pani Delacroix może panią usłyszeć. A wtedy znajdziemy się w wielkich tarapatach.