Znajdzie sposób, żeby się jakoś wydostać z sideł. Bez względu na wszystko, raz na zawsze zostawi za sobą Bad

telewizora i kłótnię dzieciaków. Dwójka z nich podbiegła do ojca, bębniąc bosymi stopami po zniszczonym linoleum. - Tato! Tato! - wołała Candice, blondyneczka z mysimi ogonkami; tuż za nią biegł jej młodszy braciszek. - Witaj, panieneczko. - Shep wziął sześciolatkę na ręce, gdy tymczasem Donny wycelował w nią z pistoletu na wodę i nacisnął spust. Ciepła struga zmoczyła Shepowi mundur. - W domu tak się nie robi - upomniał syna surowym tonem. Z korytarza wychynęła jego żona, Peggy Sue. Miała na sobie znoszone dżinsy i kraciastą bluzę zawiązaną pod piersiami. Niegdyś świeża i piękna twarz wyrażała niezadowolenie. Odgarnięte do tyłu włosy podkreślały kości 22 policzkowe - inne kobiety mówiły, że „zabiłyby”, żeby takie mieć - i zadarty nos z kilkoma piegami, które dawniej wydawały się Shepowi takie urocze. - Co ja ci mówiłam o butach? - zapytała. Podeszła do piekarnika, zdmuchując grzywkę z czoła. Brązowe włosy miała spięte w kucyk, a kiedy się pochyliła nad drzwiczkami piekarnika, można było dostrzec pierwsze nitki siwizny. Trochę też przytyła i Shep nie mógł się pogodzić z myślą, że jego żona, Peggy Sue Collins, ongiś najzręczniejsza tamburmajorka w całym okręgu i najlepsza laska, jaką kiedykolwiek zaliczył na tylnym siedzeniu swojego starego forda, zaczyna się starzeć. Postawił Candice na podłodze, wyrwał Donny’emu pistolet na wodę, a potem zdjął buty. - Gdzie Timmy i Robby? Używając dwóch postrzępionych rękawic, Peggy Sue wyciągnęła z piekarnika ciasto z brzoskwiniami i ostrożnie postawiła je na górnej płycie. - Timmy chyba wypełnia podania do Safewaya i do młyna Cole’a. - Zdjęła folię, którą była wyłożona forma do http://www.tanie-odwierty.com.pl i dr¿ac z zimna, oparła sie o kafelki. Z wolna na powrót stawała sie ludzka istota. Czuła sie coraz lepiej, odkad wyszła z tej przekletej spiaczki. Zakreciła wode, siegneła po recznik i w tej chwili nagły przebłysk wydobył z jej pamieci wspomnienie innego miejsca i czasu. 116 Była na pla¿y... z przyjaciółmi... albo z me¿em... albo... z Cissy? Swoja córka... nie, nie tak... ale swieciło słonce, a ona wybiegła z oceanu, rozgrzany piasek parzył jej stopy... wzieła recznik... kto go jej podał? Z wysiłku rozbolała ja głowa. To był me¿czyzna... tak, me¿czyzna. A wiec to musiał byc Alex... albo... Nick? Na te mysl zrobiło jej sie dziwnie słabo. Zaczeła energicznie trzec skóre recznikiem. Mo¿e był to jeszcze ktos

- Nie pozwole na to - warknał Alex. - Nie pozwole ci go zabrac. 401 - Tak? To patrz, ty draniu - odpaliła, podchodzac do niego. - Pozwe cie do sadu, nie zawaham sie przed niczym, byle moje dziecko nie dorastało w tej... tej groteskowej Sprawdź to cię rozdziera. - Nie - zaprzeczała. Ujął jej podbródek i zmusił do tego, żeby ponownie spojrzała mu w oczy. - To nie twoja wina. - Ale... - Słyszysz, co mówię? - zapytał kategorycznym tonem, nie pozwalając, żeby się od niego odwróciła. - To nie twoja wina. Tym razem nie była w stanie powstrzymać łez. Trysnęły strumieniem z jej oczu, świeże, gorące i przepełnione wstydem. - Ja... ja... - Cicho. - Znów mocno ją przytulił i zupełnie się rozkleiła. Wtuliła twarz w jego ramię i wypłakiwała gorycz tłumioną przez prawie dziesięć lat. Swoją tajemnicę zdradziła wcześniej tylko ojcu, kiedy po paru tygodniach od tamtej strasznej nocy zmusił ją do szczegółowej relacji.