Ruszyli dalej.

tak samo. Tylko wie pan, że... – Porywczym ruchem chwycił Berdyczowskiego za łokieć. – Nie można tam iść samemu. To jednak bardzo straszne. Niech mnie pan weźmie ze sobą. Nie, naprawdę! Chodźmy we dwóch, co? I milcząco spojrzał prawnikowi w oczy tak, że temu ścisnęło się serce i znów pociekły łzy. – Dziękuję panu – powiedział podprokurator z uczuciem. – Cenię sobie pański poryw, ale serce mi podpowiada, że powinienem wejść tam sam. Inaczej nic z tego nie będzie i prawdziwego odkupienia też nie osiągnę. – Zmusił się do uśmiechu i nawet spróbował zażartować. – W dodatku jest pan istotą o tak anielskim charakterze, że siła nieczysta może się pana zawstydzić. – Dobrze, dobrze. – Lew Nikołajewicz pokiwał głową. – Nie będę przeszkadzać. Ja... wie pan co? Ja tylko tam pana odprowadzę, ale sam zostanę na stronie. O pięćdziesiąt kroków, nawet o sto. Ale odprowadzę. I pan nie będzie się czuł taki samotny, i ja będę spokojniejszy. Bo czy to wiadomo... Berdyczowskiego strasznie ucieszył ten pomysł, który z jednej strony nie dewaluował planowanej próby, z drugiej zaś mimo wszystko budził nadzieję na jakieś, choćby nawet iluzoryczne poparcie. Ucieszył się – i od razu rozzłościł na siebie za tę radość. Nachmurzył się i powiedział: – Nie o sto kroków. O dwieście. * * * http://www.terazbudujemy.edu.pl Na empirowym krześle obok Podhoreckiego siada jeszcze ktoś. Adam nie zauważył nawet, kiedy nieznajomy wynurzył się z kłębów dymu. Ale za późno, by się dopytać, kim jest człowiek, który wygląda, jakby całe 29/86 życie tasował zaślinionymi palcami talię kart. 1 jula 1845, dwudziesta druga czternaście Rozumowski nerwowo bije palcami króla karo. Przed chwilą wyciągnął go ze swojej talii i rzucił na stół. Dandysopodobni młodzieńcy gapią się jak zahipnotyzowani na

biały dzień, a nocą, kiedy pojawia się Czarny Mnich, bywa już zazwyczaj nietrzeźwy i niczego się nie boi. Ale w cieśninie oddzielającej Kanaan od Wyspy Rubieżnej pojawia się też często pławowy, czyli człowiek, do którego obowiązków należy ustawianie pław, wyznaczających farwater i często zmieniających położenie wskutek działania prądów i wiatru. Ów pławowy nie jest mnichem, lecz pracownikiem najemnym. Mieszka w maleńkiej chatce na północnym, prawie Sprawdź pasma z twarzy Rainie. A potem z kącika oka scałował pierwszą łzę. Rainie poderwała się z łóżka. – Na litość boską, nie bądź taki cholernie miły. Zatrzymała się przy chybotliwym stole, ściskając pod szyją rozchełstaną bluzkę i oddychając ciężko. Quincy powoli usiadł. Jego ciemne włosy były potargane. Nie pamiętała, kiedy mu je rozwichrzyła. Policzki miał szorstkie od całodziennego zarostu. Rainie przycisnęła rękę do zaczerwienionej szyi i dopiero teraz poczuła pieczenie. Cholera. Idiotka. I w dodatku za chwilę się rozpłacze, żeby wstyd był jeszcze większy. Jak dorosła kobieta może się tak głupio zachowywać? Dosyć tego. Chwyciła kurtkę i ruszyła w stronę drzwi. – Stój! W maleńkim pokoju głos Quincy’ego zabrzmiał zaskakująco głośno. Rainie zamarła.